
Klasyczny rollercoaster. Trenerzy "z cegłami"
W swoim pierwszym meczu wyjazdowym w "okręgówce" beniaminek z Cieszyna gościł w Wiśle, gdzie mógł liczyć na punktowy łup.
Zdarzeniami z wiślańsko-cieszyńskiej potyczki – co znamienne nie tylko tymi stricte sportowymi – można by zapewne obdzielić bez trudu kilka meczów na poziomie „okręgówki”. Nie sposób jednak na wstępie nie zacząć od tych piłkarskich, bo spotkanie dostarczyło kibicom wrażeń. To głównie za sprawą goli i zmienności nastrojów, jakie stały się udziałem obu zespołów...
Po mocno badawczym wstępie w 21. minucie beniaminek zdobył prowadzenie. Mariusz Pilch wyekspediował piłkę wprost pod nogi Tomasza Szypera, który w swoim stylu z prezentu skorzystał. Gospodarze dopiero na finiszu pierwszej połowy ripostowali. I to podwójnie. W 42. minucie po wymianie kilku podań strzałem przy słupku remis spowodował Seweryn Tatara. Z kolei w 45. minucie prawą flanką przedarł się Szymon Woźniczka, którego dośrodkowanie na bramkę zamienił Dawid Mazurek, korzystający także na rykoszecie po głowie jednego z cieszyńskich defensorów.
Do 63. minuty meczu niewiele zapowiadało, że Piast zdoła przejąć inicjatywę. Miejscowi mądrze pilnowali wyniku, nie dopuszczali zarazem do spięć w obrębie własnego pola karnego. Raz jeszcze kluczową okazała się obecność Ireneusza Jelenia w talii ekipy znad Olzy. Wielce doświadczony napastnik idealnie wybiegł w tempo do krótko rozegranego kornera i mimo ofiarnej interwencji Mateusza Tomali pokonał Wojciecha Woźniczkę. Kilka chwil później sytuacja zmieniła się diametralnie, bo niepilnowany Grzegorz Niemczyk znów ulokował piłkę „w sieci” z najbliższej odległości. Był to zwrotny fragment meczu. Trafienie Jakuba Węglorza z 90. minuty, gdy goście wyszli z wzorcową kontrą i przypieczętowali wygraną 4:2, nie miało już dla rozdziału punktów żadnego znaczenia.
Fakt, iż wiślanie nie podjęli pościgu w końcówce nie znaczy, że finisz batalii był nieciekawy. W 75. minucie w roli głównej wystąpili trenerzy WSS Wisła i Piasta. Po jednym ze spięć boiskowych i przewinieniu na zawodniku beniaminka sam interweniować postanowił... szkoleniowiec gości Miroslav Copjak, który z impetem wbiegł na plac gry. Dłużny nie pozostał Tomasz Wuwer, który zamierzał w ten sposób zapobiec szarpaninie. Efekt trenerskich „popisów” był taki, że arbiter zgodnie upomniał ich czerwonymi kartkami, co zresztą – kosztem jakości piłkarskiej – przełożyło się na „nerwówkę” w poczynaniach zawodników.