Górale do dzisiejszego meczu przystąpili głodni przełamania passy trzech meczów bez zwycięstwa z rzędu. Do tego wszystkiego dochodziła w bielskim obozie żądza rewanżu za jesienną porażkę ze Stomilem. Aby to zrealizować trener Krzysztof Brede przeprowadził w wyjściowej "11" kilku, dość niespodziewanych, zmian. Od początku, po raz pierwszy po wyleczeniu kontuzji, zagrał Tomasz Nowak. W ataku z kolei zamiast Marko Roginicia wystąpił Kamil Biliński, a do podstawowego składu wrócił również Filip Laskowski.
 
Stomil wyszedł jednak z zamiarem pokrzyżowania planów gospodarzy. W początkowej fazie meczu  olsztynianie kilka razy zagrozili bramce Podbeskidzia, głównie po stałych fragmentach gry. Górale byli blisko szczęścia w 22. minucie. Łukasz Sierpina, w swoim stylu, zbiegł z prawego skrzydła i uderzył na bramkę – minimalnie niecelnie. Pierwsza połowa nie mogła jednak zachwycić widzów, którzy po raz pierwszy od dłuższego czasu mogli zobaczyć swój zespół w akcji z pozycji trybun. W grze obu zespołów było widać brak świeżości – w podaniach, konstruowaniu akcji, wykończeniu. Kolejne trzy kwadranse przyniosły jednak lepsze widowisko. 
 
Przede wszystkim, poprawie uległo tempo meczu. W 54. minucie serca kibiców zabiły mocniej, gdy Koki Hinokio po dobrej indywidualnej akcji „ostemplował” jedynie słupek. Ta sytuacja zemściła się szybko, bo 4 minuty później. Piłkę niefortunnie do własnej siatki posłał Mateusz Bondarenko. Samobójczy gol i prowadzenie podziałało mobilizująco na gospodarzy. Tak, że w 63. minucie było już 2:0. Karol Danielak z bliskiej odległości głową wpakował piłkę do siatki. 
 
Ekipa z Olsztyna do końca próbowała jednak odrobić straty.  Swoje okazje mieli: Artur Siemaszko oraz Szymon Sobczak. Ostatecznie wynik nie zmienił się, a Podbeskidzie spełniło swoje cele na ten mecz.