To było naprawdę ciekawe spotkanie. Na boisku spotkały się dwie ekipy o zbliżonym potencjale, co również pokazują statystyki posiadania piłki, które wynoszą 50 na 50. Mecz jednak rozpoczął się po myśli gospodarzy. Już w 7. minucie fetowali oni trafienie, po błędzie w defensywie Rekordu. Michał Batelt zbyt krótko zagrał do Krzysztofa Żerdki, a ten ratując sytuację złapał piłkę. Arbiter podyktował rzut wolny pośredni z bliskiej odległości i choć bramkarz "rekordzistów" strzał obronił, to wobec dobitki był bezradny. Nieco ponad kwadrans było już 2:0, gdy Łukasz Sosnowski wykorzystał rzut karny podyktowany za zagranie ręką przez zawodnika Rekordu. Ten "cios" przebudził jednak biało-zielonych, którzy w 34. minucie zdobyli bramkę kontaktową. Marcin Wróbel głową pokonał bramkarza gospodarzy po dośrodkowaniu. 

 

 

Po zmianie stron widzieliśmy Rekord, który gra bardziej odważniej i składnie konstruuje akcje. Owocem tego była wyrównująca bramka Szczepana Muchy z 59. minuty. Na tym jednak "rekordziści" nie zamierzali poprzestać. Chwilę później to Rekord już prowadził, gdy ponownie na listę strzelców wpisał się Wróbel. Rosły napastnik w swoim stylu pokonał golkipera Świtu (znów) głową. Mecz nieuchronnie zbliżał się ku końcowi i wydawało się, że to bielszczanie będą cieszyć się z remontady i awansu do kolejnej rundy Pucharu Polski, lecz w 84. minucie gospodarze doprowadzili do remisu dzięki bramce Mateusza Kwiatkowskiego. 

 

O losach spotkania zadecydowała dogrywka, a w niej lepszą dyspozycją wykazali się zawodnicy Świtu. W 108. minucie Piotr Basiuk otrzymawszy prostopadłe podanie wygrał pojedynek "oko w oko" z Żerdką, przechylając szalę zwycięstwa na stronę swojej drużyny, choć Rekord do ostatnich minut ambitnie walczył o doprowadzenie do rzutów karnych.