
Kontratak na wagę zwycięstwa
Wisła Strumień podejmowała na własnym stadionie WSS Wisła w ramach 29. kolejki "okręgówki". O ostatecznym rozstrzygnięciu zadecydowała skuteczna gra w kontrataku.
Spotkanie rozgrywało się według znanego w Strumieniu scenariusza. Zawodnicy Szymona Stawowego ustawili się nisko i czekali na swoje szanse w kontrataku. Goście wykazywali większą chęć do gry, choć impet konstruowanych przez nich ataków wytracał się wraz z dojściem w okolice pola karnego gospodarzy. W okolicach 30. minuty coś się jednak zmieniło. Patryk Tyrna dograł prostopadle do Szymona Płoszaja, który w sytuacjach sam na sam myli się niezwykle rzadko. Tak było i tym razem, ale asystent arbitra podniósł chorągiewkę sygnalizując „spalonego” i gra została wznowiona od rzutu wolnego. Co nie udało się wiślanom, udało się miejscowym przed przerwą. Z rzutu wolnego dogrywał w 44. minucie Artur Miły, a najlepiej w polu karnym zachował się Jakub Puzoń, który wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie.
Co się odwlecze to nie uciecze - mogliby powiedzieć kibice gości w 51. minucie. Wtedy to Dawid Mazurek obsłużył prostopadłym podaniem Płoszaja i tym razem piłka zatrzepotała w siatce, ale wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się podziałem punktów, sprawy w swoje ręce ponownie wziął Miły, który w czasie kontrataku wpadł w pole karne gości, gdzie został sfaulowany. Z rzutu karnego, jak się miało okazać, bramkę ustalającą wynik spotkania zdobył Bartosz Wojtków.
- Jestem bardzo zawiedziony. Trochę było widać zmęczenie zawodników i wynikłe z tego problemy kadrowe. Wygrała drużyna gorsza, która „ukrzyżowała” nas stałymi fragmentami gry. Doświadczony zawodnik nabrał naszego młodego obrońcę i sędzia słusznie podyktował rzut karny. Prowadziliśmy grę, ale ataki kończyły się na 30. metrze od bramki przeciwnika - powiedział po końcowym gwizdku Patryk Pindel, trener zespołu gości.
- Powiedzmy, że piłkarsko goście byli lepsi od nas troszkę, ale ich ataki zatrzymywały się na naszej defensywie. Mieliśmy groźniejsze sytuacje w kontrataku. Mecz był na niższej intensywności, może nie „na stojąco”, ale widać, że gramy co 3 dni. Dla kibiców nie był to najlepszy mecz w pierwszej połowie. Powiedzieliśmy sobie kilka słów w szatni, co podziałało na zawodników i nasza gra była lepsza. Mecz stał się bardziej wyrównany, a bramka z rzutu karnego zamknęła emocje - podsumował Szymon Stawowy, szkoleniowiec Wisły Strumień.