Niedzielny mecz ułożył się nie po myśli LKS-u. Zespół z Wisły już po pierwszym kwadransie prowadził 2:0 po golach Szymona Płoszaja i Sebastiana Juroszka. Nic więc nie zapowiadało na to, iż podopiecznym Tomasza Wuwera może się stać "krzywda" w tym spotkaniu. A jednak. Reakcja gospodarzy na ten stan rzeczy była godna podziwu. Do przerwy odrobili oni straty, i to z nawiązką. – Źle weszliśmy w mecz, ale mieliśmy sobie coś do udowodnienia. Drużyna świetnie zareagowała na kiepski początek spotkania. Straciliśmy dwie podobne do siebie bramki i dalszych fragmentach spotkania wiedzieliśmy, jak radzić sobie z ofensywnymi poczynaniami wiślan – przyznaje trener LKS-u '99 Pruchna, Tomasz Wróbel.

W kolejnych trzech kwadransach ekipa z Wisły postawiła wszystko na jedną kartę, ale to nie przyniosło zamierzonego rezultatu. Wygrana LKS-u 3:2 stała się faktem po ostatnim gwizdku arbitra. – Nie ma co ukrywać, WSS Wisła zdominowała w nas drugiej połowie, a my postawiliśmy na grę z kontry. Najważniejsze jednak że udało nam się dowieźć korzystny rezultat do ostatniego gwizdka arbitra. Wygrana nad czołową drużyną w tej lidze cieszy, ale jest to też dla nas sygnał, że musimy ustabilizować naszą formę i zacząć również punktować na wyjazdach – dodaje Wróbel.