Przed pojedynkiem „Górala” z Fredem Kassim sporo mówiło się o Jasnej Górze i ogromnej roli, jaką to miejsce odgrywa w życiu pięściarza z Gilowic. Z ust samego Tomasza Adamka padło natomiast określenie, że gdy jest szybki, to może pokonać każdego rywala.

O to można było mieć obawy, bo gilowiczanin do walki przystąpił z wagą przekraczającą ponad 100 kg, podczas gdy przeciwnik „wyhodował” blisko 10 kg mniej. To też widoczne było w ringu. „Góral” od początku posiadał inicjatywę, ale w żaden sposób nie mógł czysto trafić wyjątkowo ruchliwego i niewygodnego boksera reprezentującego Stany Zjednoczone. Już w 2. rundzie sytuacja Adamka mocno się skomplikowała, po zderzeniu głowami i rozcięciu na czole Polak zalał się krwią, co utrudniało mu dalsze poczynania. W rundach 4. i 5. niesiony dopingiem publiczności „Góral” znalazł się w opałach, bo przeciwnik trafiał częściej, ale na wstępie kolejnego starcia „siły” się wyrównały. Kolejną „stłuczkę” obu pięściarzy Kassi przypłacił poważnie wyglądającym urazem łuku brwiowego. Ranni bokserzy unikali już ciosów, które mogłyby rozstrzygnąć walkę. Gilowiczanin próbował bez większego efektu rozbijać konkurenta razami na korpus, kończąc swoje akcje lewym sierpem. W bardzo ważnej dla oceny sędziów ostatniej, 10. rundzie Adamek rzucił się do ataku, zasypał „Big Freda” lawiną uderzeń, finiszując na wysokich obrotach.

Jako, że pojedynek nie zakończył się przed czasem losy zwycięstwa były w rękach trzech sędziów oceniających. Pod Jasną Górą nie musiał zdarzyć się cud, bo „Góral” wypadł nieznacznie lepiej od rywala, ale modlitwy w momencie oczekiwania na werdykt mogły okazać się kluczowe. Decyzją jednogłośną Tomasz Adamek wygrał przy punktacji 97:93, 96:94 i 96:94, sięgając po Międzynarodowe Mistrzostwo Polski i odnosząc 52. triumf na zawodowym ringu.