SportoweBeskidy.pl: Doczekaliśmy się „zaległych” poniekąd obchodów 100-lecia dzisiejszego MRKS-u Czechowice-Dziedzice. Co w planie uroczystości zaplanowanej na niedzielę 18 września?

Krzysztof Adamiec:
Zaczynamy o godzinie 11:00 na stadionie Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji rozgrywkami piłkarskimi dla dzieciaków w ramach „Akcji Lato” z inicjatywy Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Zagrają w tym turnieju drużyny z klubów naszej gminy, ale impreza ma charakter otwarty. Każdy może przyjść, skorzystać z atrakcji, a tych sportowych na pewno tego dnia nie zabraknie.

Po południu natomiast w Dworku Eureka odbędzie się uroczyste „Spotkanie Pokoleń”. Chcemy uhonorować i odznaczyć te osoby, które coś dla klubu na przestrzeni minionych lat fajnego zrobiły. Dotyczy to wszystkich sekcji, jakie w naszym klubie funkcjonowały. Będzie to także dobra okazja, aby podziękować tym, którzy obecnie MRKS w trudnych dla nas wszystkich czasach wspierają. To bardzo ważne, że w ogóle mamy taką możliwość, bo w ubiegłym roku ze względów pandemicznych organizacja dużego spotkania nie wchodziła w grę.


SportoweBeskidy.pl: I zapewne sporo dyskusji dotyczyć będzie drużyny IV-ligowego lidera. Gdy rozmawialiśmy kilka tygodni temu usłyszałem od prezesa, że stawianie MRKS-u w gronie faworytów ligi przed sezonem nie ma większego sensu. Czy po tych kilku udanych kolejkach jesteśmy bogatsi w wiedzę?

K.A.:
O tyle bogatsi, że przekonujemy się na własnych oczach, jak ligowa stawka jest wyrównana i zapewne tak będzie do samego końca. Wyniki pokazują, jak trudne są kolejne mecze, a różnice punktowe w ścisłej czołówce tabeli minimalne. Dalej jest dziś za wcześnie na daleko sięgające wnioski. Jest kilka mocnych drużyn, jak „dwójka” Podbeskidzia, Unia Turza Śląska, Polonia Łaziska Górne, Decor Bełk... Nie sądzę, abyśmy nawet po rundzie jesiennej byli w stanie wskazać jakiegoś głównego faworyt do mistrzostwa. Musimy tu uzbroić się w cierpliwość.

SportoweBeskidy.pl: Nie ulega jednak wątpliwości, że ekipie z Czechowic-Dziedzic idzie bardzo dobrze, a miejsce w fotelu lidera za przypadkowe raczej trudno uznać...

K.A.:
To fakt, ale gra się nam ciężko, także z powodu tej niekoniecznie potrzebnej „łatki” faworyta. Już te kilka meczów pokazało, że łatwiej o punkty z drużynami, które chcą grać w piłkę i nie myślą tylko o tym, aby przede wszystkim bronić dostępu do własnej bramki. Gościliśmy u siebie choćby Błyskawicę Drogomyśl czy Kuźnię Ustroń i bardzo się w tych meczach męczyliśmy, bijąc głową w mur. Prawda jest jednak taka, że zespoły ekstraklasowe mają ogromny problem z atakiem pozycyjnym, więc od IV-ligowca trudno cudów w tej materii oczekiwać.
 


 

SportoweBeskidy.pl: Pamiętam, a prezes pewnie jeszcze lepiej, jak za poprzedniego trenera Jarosława Kupisa drużyna wypuszczała punkty i zwycięstwa w ostatnich minutach meczów. Teraz w taki właśnie sposób najczęściej wygrywacie i staje się to już czymś w rodzaju charakterystyki MRKS-u w obecnym sezonie. Przypadek?

K.A.:
Powiedziałbym, że składowa kilku czynników. Pierwszy to na pewno szczęście, które nam wreszcie w tych meczach sprzyja, więc karta w porównaniu do wspomnianych spotkań pechowo przegrywanych czy remisowanych się odwróciła. Widać jednak też konsekwencję w grze, wiarę drużyny w to, że jest w stanie strzelić gola nawet w trudnej sytuacji. Nie byłoby tego wszystkiego bez odpowiedniej jakości w zespole, więc o tym typowo piłkarskim elemencie nie możemy zapominać.

SportoweBeskidy.pl: A wybór osoby trenera Wojciecha Białka? Wydaje się niczym innym, jak przysłowiowym strzałem w „10”.

K.A.:
Gdy podejmowaliśmy taką decyzję nie brakowało anonimowych, krytycznych głosów z zewnątrz, że sięgamy po szkoleniowca, który jest asystentem gdzieś w Dąbrowie Górniczej. My jednak mieliśmy zebrane opinie na temat trenera, a nade wszystko odbyliśmy z nim długą rozmowę. Byliśmy przekonani, że to dobry ruch, aby postawić na trenera młodego, ambitnego i mającego pomysł na grę. Sporo zmieniło się pod względem taktycznym, na bieżąco dokonywane są również korekty, gdy sytuacja tego wymaga. Z trenerem Białkiem świetnie się współpracuje. Jest tak, jak powinno być, aby realizować wspólnie sportowe cele.

SportoweBeskidy.pl: Za poprzednika tak dobrych wyników nie było.

K.A.:
Bo czasem może właśnie potrzeba szczęścia czy odpowiedniego przemodelowania składu, aby stworzyć drużynę. Piłka jest nieprzewidywalna. Mam ogromny szacunek do trenera Kupisa. Był tytanem pracy, angażującym się nie w 100, a 200 procentach w klub, nawet w te dni, gdy treningi się nie odbywały. Absolutnie nie ma co winić go za to, że jesienią poprzedniego sezonu nasze wyniki nie były takie, jak tego chcielibyśmy.

SportoweBeskidy.pl: Gra się po to, aby wygrywać, więc co w przypadku, gdy czechowicki MRKS pozostanie na szczycie IV ligi do czerwca? Nie wierzę, że o tym się w klubie nie myśli już teraz.

K.A.:
Z tyłu głowy ten wątek gdzieś tam się oczywiście pojawia. Jeśli drużyna utrzyma formę i skuteczność, to będziemy się mocno zastanawiać co z tym fantem uczynić. Byłoby bardzo miło wygrać ligę i pod względem sportowym sprostać wyzwaniu. III liga to trudny temat, przede wszystkim dlatego, że koszty w przypadku awansu rosną mniej więcej 3-krotnie. I tu czekać nas będą rozmowy na poziomie władz samorządowych i firm nas dotąd wspierających. Czasy są bardzo, bardzo ciężkie. Nie pamiętam, aby o sponsorów było kiedykolwiek trudniej, niż dziś. Na co drugiej rozmowie przewija się kwestia ogromnych kosztów ponoszonych przez firmy, które muszą troszczyć się w pierwszej kolejności o to, aby utrzymać miejsca pracy i sprzedać to, co produkują, aby przetrwać. Dalecy jesteśmy od tego, aby mieć więc do kogokolwiek pretensje, że MRKS-u nie chce wspierać. Nasze możliwości są jednak mocno zależne od finansów. Działalność klubów to dziś często niestety funkcjonowanie z miesiąca na miesiąc. Nie jesteśmy zatem w stanie przewidzieć, co wydarzy się w perspektywie końca sezonu.