Krzysztof Wądrzyk: Warsztat trenera to tylko jeden z elementów sukcesu
Przez ostatnie 1,5 roku zasiadał na ławce Babiej Góry Sucha Beskidzka, wcześniej prowadził takie kluby, jak Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska, Tempo Białka, Beskid Andrychów, Iskra Klecza Dolna czy w czasach świetności – Zaporę Porąbka, którą wprowadził na IV-ligowy szczebel. Teraz po Krzysztofa Wądrzyka – gością naszej STREFY WYWIADU – sięgnęli działacze Orła Łękawica, który dopiero co wspomniany poziom rozgrywkowy opuścił.
SportoweBeskidy.pl: Jak doszło do mariażu Krzysztofa Wądrzyka z najwyżej dotychczas sklasyfikowanym w ligowej hierarchii klubem na Żywiecczyźnie?
Krzysztof Wądrzyk: Moja współpraca z Babią Górą Sucha Beskidzka dobiegła końca, a kontakt ze mną nawiązał właśnie klub z Łękawicy. Przyznam, że po dość krótkich rozmowach zdecydowałem się propozycję przyjąć. Przekonała mnie do tego ciekawego projektu osoba prezesa klubu.
SportoweBeskidy.pl: W Łękawicy zanosi się na spore zmiany?
K.W.: Niewątpliwa jest konieczność przebudowy drużyny po spadku i reorganizacji rozgrywek. Sporo ligowców taki kierunek czeka, a czasu na to wcale nie ma latem dużo przy jednoczesnym wąskim rynku transferowym. Przychodzi mi poznać drużynę i cały beskidzki region od nowa. Zobaczymy tak naprawdę czym będę jako trener dysponował, bo na ten moment o personaliach ciężko mówić bardziej konkretnie. Pewne jest, że po spadku chcemy prezentować się jak najlepiej, aby lotów nie obniżać.
SportoweBeskidy.pl: Ale rewolucja was jako spadkowicza z IV ligi nie czeka?
K.W.: Nie chciałbym takiego słowa używać. Wygląda na to, że część trzonu zespołu z nami pozostanie, ale też pewnie ubytków nie unikniemy. Są zawodnicy, którzy sprawdzają się w innych klubów i w związku z tym oczekujemy wiążących decyzji. Sami też rozglądamy się za wzmocnieniami. W IV lidze kadra Orła Łękawica była mocna. Gdyby udało się ją zachować, to mówilibyśmy o bardzo silnym zespole na poziom V-ligowy. Z taką oceną musimy się jeszcze trochę wstrzymać i myślę, że wraz z końcem przyszłego tygodnia wszystko się wyjaśni.
SportoweBeskidy.pl: Należałoby się spodziewać, że drużyna, która była blisko utrzymania będzie odgrywać jedną z kluczowych ról na szczeblu rozgrywkowym niżej...
K.W.: Spadkowiczów jest więcej, bo MRKS Czechowice czy LKS Czaniec też występowały przez lata w IV lidze. Trzeba pamiętać, że spadkowiczom nie zawsze jest łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Okres letni jest krótki i intensywny. Nie ma za wiele pola manewru, aby zadbać o odpowiednią liczebność kadry i jednocześnie jakość w zespole. Nad tym pracujemy.
SportoweBeskidy.pl: A sama V liga jako szczebel pomiędzy IV ligą a „okręgówką” to właściwy kierunek?
K.W.: Pomysł uważam za fajny, ale czy podniesie poziom? Śmiem twierdzić, że raczej nie. Na pewno jednak będzie sprawiedliwie w IV lidze, bo mistrz uzyska awans i nie będzie konieczne rozgrywanie meczów barażowych. To ważne. Natomiast w przypadku dodawania kolejnych lig ciężko mówić o stawianiu na jakość. Mam doświadczenia z Małopolski, że w rozgrywkach sporo mieszano, niekoniecznie z korzyścią dla uczestników. Wydaje się zarazem, że będziemy świadkami mocnej V ligi, bo uznanych klubów w niej nie brakuje. Dla kibica to fajna perspektywa, a nam wszystko wyjdzie „w praniu”. Na razie powiedziałbym, że jest duży znak zapytania.
SportoweBeskidy.pl: W latach 2006-2010 pracował pan w Zaporze Porąbka, z którą sięgnął po awans na ówczesną IV ligę. A sukcesy z ostatnich lat?
K.W.: Tych awansów trochę było, jak choćby w Kalwariance Kalwaria Zebrzydowska. Kilka sezonów w III-ligowym Beskidzie Andrychów to też bardzo wartościowe doświadczenie trenerskie. W każdym klubie swój warsztat starałem się należycie wykorzystywać i myślę sobie, że jest to doceniane. Do swoich obowiązków podchodzę poważnie, niezależnie od tego, gdzie jest mi dane pracować. Sukces sportowy to jednak wykładnik wielu elementów – nie tylko warsztatu i podejścia trenera. Nie mamy żadnej czarodziejskiej różdżki, która sprawia, że przychodzimy do słabszego zespołu, a ten nagle zaczyna grać. Piłka uczy pokory i z „trenerką” jest podobnie. W Łękawicy czeka mnie nowe wyzwanie, nowa przygoda. Oceny dokonamy po jakimś czasie.
SportoweBeskidy.pl: Jaką drużynę chciałby zatem pan oglądać już w rundzie jesiennej?
K.W.: Skuteczną – to na pewno (śmiech). Niczego odkrywczego tu pewnie nie powiem. Chciałbym, abyśmy byli na boisku dobrze zorganizowani, zwłaszcza tyczy się to defensywy. Z przodu sobie wówczas na pewno poradzimy. Jesteśmy po pierwszym sparingu, w którym ulegliśmy nieznacznie 1:2 ekipie z Andrychowa. Pozytywy po tym meczu są. Jak mówiłem, utrzymując kadrowy stan posiadania, będziemy w czołówce V ligi. Patrzymy w przód optymistycznie, ale najbliższe tygodnie pokażą, co nas czeka. Pierwsze decyzje już podjęte dotyczyły zawężenia współpracy z młodzieżą w klubie z Łękawicy. Trener drużyny rezerw został jednocześnie moim asystentem, więc te relacje się stopniowo zazębiają. W młodych zawodnikach Orła widzę potencjał, który trzeba wykorzystać w odpowiednim kierunku.