Andrzej Kukla uświetnił swoją obecnością II Galą Klasy Okręgowej „Futbolowe Asy Beskidów”. Znakomity żongler, który odbijając piłkę przez niespełna cztery godziny trafił do Księgi Rekordów Guinnessa, zaprezentował zebranym próbkę swoich umiejętności. Znalazł także chwilę na rozmowę z naszym serwisem. kukla andrzej,

SportoweBeskidy.pl: W jakich okolicznościach rozpoczęła się przygoda Andrzeja Kukli z żonglerką? Andrzej Kukla: Zawsze marzyłem o grze w piłkę nożną. Jeden z moich pierwszych trenerów powiedział mi, że piłkarza ze mnie nie będzie. Trochę się podłamałem. Byłem wtedy pod wrażeniem popisów z piłką Diego Maradony, sukcesy w żonglerce odnosił Janusz Chomontek, jeździł po całej Europie. Zacząłem w wieku 13 lat bawić się piłką, co przerodziło się w życiową pasję. Szukałem miejsca dla siebie, nie na ławce pod sklepem z trunkiem w ręce. Tak to się zaczęło. Swego czasu zapragnąłem się dostać do Księgi Rekordów Guinnesssa, co mi się udało.

SportoweBeskidy.pl: 13 lat? Stosunkowo szybko dał pan za wygraną... Zabrakło na początku przygody z piłką osoby, która pozwoliłaby panu uwierzyć we własne możliwości? A.K.: Niestety w świecie sportu i nauki jest wiele podobnych przypadków. Każdy potrzebuje wsparcia. Spotkałem później trenerów, którzy widzieli we mnie potencjał. M.in. pan Zdzisław Podedworny pochlebnie wypowiadał się o moich umiejętnościach piłkarskich. Stwierdził, że z moim zaangażowanie i zacięciem mógłbym grać w piłkę. Był to dla mnie komplement. W latach 80-tych i 90-tych należał do czołówki polskich trenerów.

SportoweBeskidy.pl: Wspomniany rekord Guinnessa. Żonglował pan przez 3 godziny i 50 minut... A.K.: Powiem szczerze, że do pobicia rekordu podchodziłem chyba z 10 razy. To nie było tak, że za pierwszym razem mi się udało. Pamiętam, że kiedyś ugryzł mnie komar, raz żonglowałem w sali, w której było zimno. Czasami piłka upadała szybko, czasami brakowało mi kilku minut. Aby rekord został wpisany do księgi, wiele czynników musi ze sobą współgrać. Osiągnięcie sportowe jest najważniejsze, ale towarzyszyć mu musi odpowiednia otoczka. Organizacja imprezy na wysokim poziomie, obecność mediów, kibiców, to tylko niektóre z wymagań.

SportoweBeskidy.pl: W jakiś szczególny sposób trenował pan przed próbami pobicia rekordu? Trenuje przed kolejnymi występami? A.K.: Tak jak wspomniałem, od 13 lat bawię się piłką. Kiedyś pracowałem fizycznie w firmach budowlanych, trenowałem piłkę nożną. Najważniejsza jest jednak wiara, wewnętrzny zapał, bez tego nie byłoby żadnego sukces. W każdej dziedzinie życia ciężka praca i ambicja są niezbędne. Ważny jest także zdrowy tryb życia.  

kukla nadrzej

SportoweBeskidy.pl: Presja i stres – towarzyszą panu podczas występów po tylu latach żonglowania? A.K.: Zawsze towarzyszą. Najważniejsze są pierwsze chwile. Później emocje opadają, człowiek wchodzi w trans. Bardzo ważne są warunki zewnętrzne, dogodne pozwalają na pełną koncentrację. Nie ukrywam, że podczas pierwszego występu podczas waszej Gali było trochę za ciemno. Nie ułatwiło mi to zadania.

SportoweBeskidy.pl: Wydarzeń różnej rangi, podczas których prezentował pan swoje nietuzinkowe umiejętności było dużo. Wspomina pan jakąś imprezę w sposób szczególny? A.K.: Urodziny pana Kazimierza Górskiego. Tamten występ był dla mnie dużym wyróżnienie, ukoronowaniem wielu lat pracy i treningów. Byłem zaskoczony, że wybór padł na mnie, nie na pana Chomontka. Przed największą publicznością występowałem natomiast na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Na trybunach było 40 tysięcy kibiców.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. A.K.: Dziękuję.