
Kwadrans i po meczu? Nic bardziej mylnego...
Za nami jeden z najciekawszych meczów w „okręgówce” w jesiennej kampanii. Przesady w odniesieniu do konfrontacji w Pietrzykowicach raczej w tym przypadku nie ma.
Po kwadransie zanosiło się na to, że punkty zespół ze Strumienia wywiezie wobec przekonującego zwycięstwa. Najpierw w 3. minucie dośrodkowanie Artura Miłego z rzutu rożnego spuentował Mateusz Szatkowski, a następnie znakomity fragment gry gości zwieńczył Bartosz Wojtków, celujący mocno po wrzutce Łukasza Mozlera z rzutu wolnego. Jakby tego było mało, za moment Wisła miała kolejne okazje, aby zadać Borom dalszy cios. Dawid Gizler przegrał pojedynek z Wiesławem Arastem po solowym rajdzie, z kolei Przemysław Chrostowski golkipera przeciwnika już minął, ale strzał oddał niedokładny.
Przebudzenie Borów nastąpiło w 23. minucie. Z dystansu próbował Adrian Dobija i choć sztuka się nie powiodła, to bezwzględną dobitkę pod brzuchem Bartłomieja Grabowskiego wykonał Adrian Duraj. – Zaczęły się od tego momentu nasze problemy, bo nie mogliśmy tylko skupiać się na defensywie i kontrować. Otwarta gra nam nie posłużyła – zaznacza Krzysztof Dybczyński, szkoleniowiec gości ze Strumienia, którzy z nikłą zaliczką dotrwali do przerwy. Ale po niej działy się cuda...
Na wstępie Michał Tomaszek główkował w poprzeczkę po kornerze i był to wyraźny sygnał, że pietrzykowiczanie ani myślą opuszczać boisko pokonani. W 52. minucie wyrównali, gdy wolejem przymierzył Piotr Motyka, co zapowiadało emocjonujący końcowy kwadrans spotkania. Jego losy potoczyły się całkowicie na korzyść zespołu z Pietrzykowic. Bo też... inaczej nie mogły, gdy weźmiemy pod uwagę fakt czerwonych kartek dla duetu zawodników Wisły – Tomasza Lorenca w 70. minucie za akcję ratunkową oraz Miłego w 75. minucie po drugim napomnieniu przez sędziego kartonikiem żółtym. Mając 2 piłkarzy mniej na murawie Wisła została rozbita. Hat-tricka, o tyle imponującego, iż odnotowanego w odstępie raptem kilku minut, zanotował Michał Motyka. Wśród strzelców zaistniał ponadto raz Robert Motyka i efektowny triumf Borów 6:2, na który nieszczególnie się zapowiadało, stał się faktem.
– Nie weszliśmy dobrze w mecz. Jedyne o co apelowałem w przerwie, to większa odwaga w pojedynkach „1 na 1”. I na szczęście zabraliśmy się do pracy, a konsekwencją naszej gry do przodu było zbieranie kartek przez rywala. Zadanie mieliśmy w przewadze ułatwione – mówi Ryszard Kłusek, trener gospodarzy, którzy od roszady szkoleniowej wyłącznie wygrywają.