- Przyjechaliśmy na mecz "spóźnieni" o 15 minut. Gospodarze zdominowali nas boiskową agresją, energią i charakterem. Nie możemy tak wchodzić w mecz – mówi Szymon Waligóra, trener LKS Czaniec. Po pierwszym kwadransie goście przegrywali już różnicą 2 goli. Bramki dla gospodarzy padały w sposób nietypowy. W 3. minucie Unia dobrze rozegrała… rzut z autu, a dogodną sytuację wykorzystał Kamil Kucharski. Ten sam zawodnik wykorzystał dogranie z rzutu wolnego w 15. minucie gry.
 


- Nie powinniśmy tak tracić bramek. Byliśmy zajęci rozmową z sędzią, który podyktował rzut wolny. Tymczasem gospodarze skrzętnie wykorzystali naszą nieuwagę - kontynuuje Waligóra. W dalszej części mecz się wyrównał, przyjezdni potrafili nawet zdominować rywala, czego wynikiem była bramka kontaktowa. Piłkę na 40. metrze przejął Bartłomiej Borak, wbiegł z nią w pole karne i dograł do kolegi z zespołu - jego podanie próbował wykorzystać Ilya Nazdryn-Platnitski, ale jego strzał i dobitkę blokowali obrońcy. Piłka po jego drugim strzale odbiła się w taki sposób, że Oleg Apanchuk mógł pokonać bramkarza strzałem głową z 5. metra.

Po przerwie goście dążyli do wyrównania, przejęli inicjatywę, jednak nic konkretnego z tego nie wynikało. Nadziali się jeszcze na kontrę, po której zawodnik Unii zdobył bramkę strzałem po rykoszecie. - W drugiej połowie gra toczyła się na połowie naszego rywala. Jesteśmy świadomi tego, że obraz gry wyglądał tak także dlatego, że gospodarze prowadzili. Cieszę się, że moi zawodnicy potrafili dyktować warunki gry na trudnym terenie przy niekorzystnym wyniku. Żałuję, że nie przełożyło się to na zdobycz punktową - zakończył Waligóra.