Łatwo nie było
Zespół z Wisły potwierdził na boisku w Żabnicy status faworyta w starciu z miejscową Skałką. Trzy punkty drużynie WSS-u nie przyszły jednak łatwo.
- Cieszymy się z tego zwycięstwa. Skałka była bardzo niebezpieczna w tym meczu, ale mądrze kontrolowaliśmy jego przebieg i drużyna utrzymała koncentrację do samego końca - przyznał Patryk Pindel, trener WSS Wisła.
W początkowej odsłonie spotkania wiślanie stworzyli sobie trzy dobre okazje, aby objął prowadzenie. W 3. minucie Jakub Marekwica trafił w poprzeczkę, a następnie szczęścia nie miał Krystian Strach oraz Dawid Mazurek. Tym razem jednak zadziałała parafraza znanego powiedzenia - do czterech razy sztuka. W 20. minucie Mazurek dograł wzdłuż pola karnego do Stracha, a ten z zimną krwią ulokował piłkę w siatce. Odpowiedź Skałki przyszła 10. minut później, gdy Dariusz Sierota sfinalizował składną akcję swojej drużyny. Drużyna z Żabnicy mogła wyjść na prowadzenie w 37. minucie, jednak na przeszkodzie stanął jej słupek i do szatni to piłkarze WSS-u schodzili w lepszych nastrojach. W 40. minucie Sebastian Juroszek skorzystał na prostopadłym dograniu Stracha.
Druga połowa rozpoczęła się idealnie dla gości. W 50. minucie Marekwica podwyższył prowadzenie, celnie przymierzając z ostrego kąta, a chwilę wcześniej Mazurek trafił w poprzeczkę. Skałka podjęła jednak "rękawice" - w 55. minucie Dariusz Chowaniec strzelał, a asystował mu Mateusz Pochopień. Na więcej jednak wiślanie nie pozwolili, mimo iż mecz kończyli w "10" po czerwonej kartce Juroszka z 80. minuty.
- Szkoda tego spotkania, bo przegraliśmy na własne życzenie. Rywal był trochę lepszy, ale gdyby szczęście dopisało, moglibyśmy się pokusić o remis - dodaje Dominik Natanek, trener Skałki.