
Łatwo wcale nie było
To dobry przykład meczu, którego końcowego rozstrzygnięcie nie przystaje do tego, co działo się na boisku.
– Piłkarsko wyglądaliśmy od przeciwnika lepiej, zatrzymaliśmy jego groźne skrzydła, ale znów nie mamy powodów do radości. Doskwiera nam brak typowej „9”, płacimy też frycowe jako młoda drużyna. Chłopcy dali z siebie jednak „maksa” i z samej gry można być zadowolonym – to słowa Piotra Pudy, szkoleniowca piłkarzy z Zebrzydowic, którzy wciąż nie mogą zainicjować punktowego dorobku w obecnym sezonie.
Przyznać trzeba po prawdzie, że w Pietrzykowicach goście pozostawili po sobie dobre wrażenie. – Nie był to łatwy dla nas mecz i muszę pochwalić przeciwnika. Posiadanie piłki, jakie miał jest wręcz nieprawdopodobne, do tego młodzi, wybiegani chłopcy grali z dużym zaangażowaniem – potwierdza trener gospodarzy Ryszard Kłusek, prowadzący swoich podopiecznych do 2. z rzędu zwycięstwa po objęciu szkoleniowych sterów nad Borami.
Wszystko co złe dla Spójni rozpoczęło się de facto w 42. minucie. Błąd komunikacji popełnili środkowi obrońcy, a na to czyhał tylko przed bramką Rafał Duraj. Nieco wcześniej Wiesława Arasta od sięgania „za kołnierz” uchronił słupek – to po strzale Krystiana Kaczmarczyka z 20. metra. Zarówno w 54., jak i 65. minucie zebrzydowiczanie też mogli strat uniknąć. Wpierw nie zapobiegli kolejnym dobitkom Piotra Motyki, w tym tej pod poprzeczkę mijającej Kamila Kawę, by już po upływie godziny bezradnie rozłożyć ręce wobec celnej próby R. Duraja. Tu z kolei kosztowną pomyłkę zaliczył Konrad Wija. Gol Kacpra Waleczka z 85. minuty, strzelony z rzutu karnego, był tylko tym na otarcie łez pokonanych.