
Piłka nożna - Liga Okręgowa
Lider nie zdobył twierdzy
Skoczowski Beskid zanotował dziś pierwsze potknięcie w tym sezonie w spotkaniu z beniaminkiem z Rajczy.
Wydawało się, iż wszystko pójdzie z planem skoczowian, którzy już w 9. minucie objęli prowadzenie. Szymon Bezeg otrzymał świetną piłkę zza obrońców i w sytuacji sam na sam z golkiperem z Rajczy zachował zimną krew. Przełomowym punktem w tym spotkaniu była 35. minuta. Wówczas to Kamil Kotrys ujrzał czerwoną kartkę po faulu od tyłu na Marcinie Lachu, który nie zdołał wyjść z powodu urazu po tym zajściu na drugą połowę.
Beskid mimo to miał swoje okazje, aby podwyższyć rezultat, lecz za każdym razem defensywa rajczan spisywała się wyśmienicie lub – prozaicznie ujmując – skoczowianom brakowało szczęścia. Nadziei gospodarzom dodała bramka Damiana Salachny z 52. minuty. Napastnik Soły strzałem zza "szesnastki" zaskoczył Romana Nalepę. O ile wcześniej pochwalona została formacja obronna beniaminka, tak niemal 20 minut później popełniła ona poważny błąd, który mógł kosztować Sołę porażkę. Na nieporozumieniu Wiesława Arasta z obrońcą skorzystał Kamil Janik, który wyprowadził Beskid na ponowne prowadzenie. Nieuchronnie mecz zbliżał ku końcowi i kolejne zwycięstwo skoczowskiej ekipy było niemalże przesądzone. W ostatniej akcji meczu jednak instynktem snajpera po raz kolejny popisał się Salachna, skutecznie dobijając strzał Piotra Błasiaka.
Beskid mimo to miał swoje okazje, aby podwyższyć rezultat, lecz za każdym razem defensywa rajczan spisywała się wyśmienicie lub – prozaicznie ujmując – skoczowianom brakowało szczęścia. Nadziei gospodarzom dodała bramka Damiana Salachny z 52. minuty. Napastnik Soły strzałem zza "szesnastki" zaskoczył Romana Nalepę. O ile wcześniej pochwalona została formacja obronna beniaminka, tak niemal 20 minut później popełniła ona poważny błąd, który mógł kosztować Sołę porażkę. Na nieporozumieniu Wiesława Arasta z obrońcą skorzystał Kamil Janik, który wyprowadził Beskid na ponowne prowadzenie. Nieuchronnie mecz zbliżał ku końcowi i kolejne zwycięstwo skoczowskiej ekipy było niemalże przesądzone. W ostatniej akcji meczu jednak instynktem snajpera po raz kolejny popisał się Salachna, skutecznie dobijając strzał Piotra Błasiaka.