
Piłka nożna - Liga Okręgowa
Lidera wiatr w żagle
Już raz w tym sezonie do meczu piłkarzy Beskidu i WSS Wisła doszło, wówczas wysoko w ramach pucharowych rozgrywek triumfowali ci pierwsi.
W środę skoczowianie powrócili na fotel lidera „okręgówki”, pewnie triumfując w Puńcowie. Ewidentnie „nakręciło” to poczynania faworyta rozgrywek, który przeciwko ekipie z Wisły zademonstrował swój ofensywny arsenał niemalże w pełnej krasie...
Już w 12. minucie aktywni z przodu gospodarze dokonali otwarcia wyniku meczu. Z rzutu karnego pewnie wcelował Mieczysław Sikora, tym samym Przemysław Szalbót nie zdołał naprawić błędu, a więc wcześniejszego przewinienia wobec Marcina Jaworzyna. W 17. minucie mogło być 2:0, ale golkiper wiślan obronił uderzenie Damiana Szczęsnego. Odpowiedzią gości były strzały Szymona Płoszaja – w 37. minucie ponad bramką z rzutu wolnego oraz Dawida Mazurka – z 14. metra w 44. minucie ze skuteczną interwencją Konrada Krucka. W doliczonym czasie gry nastroje w nieźle poczynającym sobie dotąd wiślańskim zespole uległy znacznemu pogorszeniu. Krzysztof Surawski wystąpił w roli asystenta, a Wojciech Padło głową ulokował futbolówkę w siatce.
– To była niezła połowa w naszym wykonaniu, natomiast z tak mocnym przeciwnikiem trzeba każdą okazję nadarzającą się wykorzystywać – wyjaśnia trener przyjezdnych Tomasz Wuwer.
Większych szans na sprawienie niespodzianki piłkarze WSS już w tym spotkaniu nie mieli. W 47. minucie Jaworzyn dograł z lewego skrzydła do Szczęsnego, który strzałem pozornie niegroźnym zaskoczył mylącego się Szalbóta. Ten sam zawodnik Beskidu znalazł się w gronie strzelców w 56. minucie, mierząc zza „16” bezbłędnie po asyście Kamila Janika. Skoczowianie jeszcze kilka razy siali spustoszenie w pobliżu „świątyni” rywala, ale dopiero w końcowym fragmencie potyczki dobili go. Janik w 84. minucie po minięciu golkipera trafił do „pustaka”, zaś podający przy owej bramce Surawski sam w 86. minucie skorzystał na przytomnym wycofaniu Jaworzyna, dobijając swój pierwszy strzał w słupek.
Już w 12. minucie aktywni z przodu gospodarze dokonali otwarcia wyniku meczu. Z rzutu karnego pewnie wcelował Mieczysław Sikora, tym samym Przemysław Szalbót nie zdołał naprawić błędu, a więc wcześniejszego przewinienia wobec Marcina Jaworzyna. W 17. minucie mogło być 2:0, ale golkiper wiślan obronił uderzenie Damiana Szczęsnego. Odpowiedzią gości były strzały Szymona Płoszaja – w 37. minucie ponad bramką z rzutu wolnego oraz Dawida Mazurka – z 14. metra w 44. minucie ze skuteczną interwencją Konrada Krucka. W doliczonym czasie gry nastroje w nieźle poczynającym sobie dotąd wiślańskim zespole uległy znacznemu pogorszeniu. Krzysztof Surawski wystąpił w roli asystenta, a Wojciech Padło głową ulokował futbolówkę w siatce.
– To była niezła połowa w naszym wykonaniu, natomiast z tak mocnym przeciwnikiem trzeba każdą okazję nadarzającą się wykorzystywać – wyjaśnia trener przyjezdnych Tomasz Wuwer.
Większych szans na sprawienie niespodzianki piłkarze WSS już w tym spotkaniu nie mieli. W 47. minucie Jaworzyn dograł z lewego skrzydła do Szczęsnego, który strzałem pozornie niegroźnym zaskoczył mylącego się Szalbóta. Ten sam zawodnik Beskidu znalazł się w gronie strzelców w 56. minucie, mierząc zza „16” bezbłędnie po asyście Kamila Janika. Skoczowianie jeszcze kilka razy siali spustoszenie w pobliżu „świątyni” rywala, ale dopiero w końcowym fragmencie potyczki dobili go. Janik w 84. minucie po minięciu golkipera trafił do „pustaka”, zaś podający przy owej bramce Surawski sam w 86. minucie skorzystał na przytomnym wycofaniu Jaworzyna, dobijając swój pierwszy strzał w słupek.