Od razu zaznaczmy, że nie był to wybitny występ podopiecznych trenera Jarosława Zadylaka. Ba, przez całą pierwszą połowę to Szczakowianka posiadała inicjatywę, po kilkakroć sprawdzając czujność Zbigniewa Huczały. Jeśli tylko golkiper Spójni nie musiał sięgać po swój kunszt, to czyste konto gości było następstwem braku precyzji miejscowych w wykończeniu akcji. Mając na względzie taki przebieg rywalizacji sporym zaskoczeniem był gol dla... ekipy z Landeka. W 34. minucie Daniel Gurbisz zagrał w pole karne, tam pechowa interwencja Patryka Kiczyńskiego zniweczyła wysiłki piłkarzy Szczakowianki.

Zaliczka uzyskana przed przerwą wyraźnie beskidzkiego IV-ligowca zmobilizowała. Po wznowieniu gry istotnie Spójnia zaprezentowała się tak, jak zespół, który w sezon wkroczył dwoma zwycięstwami. – Może nie był to najwyższy poziom, ale wyglądaliśmy o niebo lepiej. Nasze akcje rozgrywaliśmy znacznie dokładniej, nie daliśmy się dłużej spychać do defensywy – mówi szkoleniowiec Spójni.

Przyjezdni przypieczętowali też swój triumf. W 84. minucie Karol Lewandowski nie zawiódł wykonując strzał z „wapna”. Faulowanym kilkanaście sekund wcześniej był Jakub Kałka. W doliczonym czasie landeczanie wyborną szansę mieli jeszcze jedną. Najpierw Jana Pawlaka, a w poprawce Adama Grygiera zastopował golkiper nieskutecznej w sobotę Szczakowianki. Zwycięzcy? Tych, jak stwierdził słusznie trener Zadylak, nie sądzi się.

Protokół meczowy poniżej.