Pechową dla Spójni okazała się 13. minuta. Błyskawiczną kontrę podopiecznych Adriana Kopacza zwieńczył Filip Balcarek, który minął Radosława Kalisza i skierował piłkę do pustej bramki. Na ripostę zebrzydowiczan przyszło czekać do rewanżowej połowy. W 53. minucie kornera wykonali właściwie, a z dośrodkowania Grzegorza Kopca skorzystał Marcin Bednarek. Niemal kwadrans później losy meczu uległy odmianie całkowitej. Po asyście Tomasz Cedro futbolówkę w „prostokącie” ulokował Hubert Kamieński. To nie pozostało z kolei bez reakcji gości. W 73. minucie Mikołaj Stasica przeprowadził akcję, po której piłka zatrzepotała w siatce Spójni nie bez pomocy jej defensorów.

Podhalanka w roli faworyta uniknęła porażki, Spójnia powstrzymała tej wiosny kolejnego przeciwnika wyżej w tabeli notowanego. Komu zatem towarzyszy w świątecznym czasie lepszy nastrój? – Boli to, że byliśmy przygotowani na to, co rywal może zdziałać, a mimo to daliśmy się zaskoczyć. Odczuwamy niedosyt, bo prowadziliśmy grę przez większość spotkania, a sytuacje, aby wygrać były – zaznacza szkoleniowiec ekipy z Milówki. Przyjezdni istotnie wykonali w pobliże bramki Spójni mnóstwo wrzutek. Strzały najgroźniejsze to te z drugiej połowy – chybiony Patryka Semika z 10. metrów, Roberta Orła w poprzeczkę czy Mateusza Balcarka z okolic „16”.

– Pozostajemy bez porażki, ale też nie potrafimy jakoś wygrać – ucina temat Grzegorz Łukasik, szkoleniowiec zebrzydowiczan.