Mateusz Wrana: Jestem w głębokim szoku, bo wszystko potoczyło się błyskawicznie
Krótko po rozstaniu z Dariuszem Kłusem rolę szkoleniowca IV-ligowej Spójni Landek klubowi włodarze powierzyli Mateuszowi Wranie. Dla 30-latka, który kończy tym samym zawodniczą karierę, to nie lada wyzwanie, co przyznaje w rozmowie z naszym portalem w STREFIE WYWIADU.
SportoweBeskidy.pl: Spójnia Landek z trenerem Mateuszem Wraną – przyznam, że to news dość zaskakujący...
Mateusz Wrana: Sam jestem w głębokim szoku, bo wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nie ukrywam też, że cieszę się bardzo z tego wyzwania dla mnie na początku trenerskiej pracy.
SportoweBeskidy.pl: Zamierzałeś jednak dalej kontynuować karierę piłkarską?
M.W.: Przede wszystkim nie zanosiło się u nas na zmianę trenera. Byłem asystentem Dariusza Kłusa i wiele wskazywało, że tak pozostanie na następny sezon. Przystałem na propozycję po rozmowie z prezesami, co oznacza, że nie ma opcji łączenia tego z grą. Jedynie jakaś wyjątkowo awaryjna sytuacja, a więc plaga kontuzji wśród obrońców, może spowodować, że wrócę na boisko. W każdym razie w okres przygotowawczy nie ruszam. Przechodzę w 100 procentach na „trenerkę”. W Odrze Wodzisław się nie do końca udało, ale wierzę, że teraz będzie inaczej.
SportoweBeskidy.pl: Była też chyba tęsknota za murawą?
M.W.: Mieliśmy słabe wyniki sportowe i nie było opcji kontynuowania pracy w seniorach. Zadzwonił do mnie ówczesny trener Spójni Krystian Odrobiński i tak zostałem w Landeku grającym asystentem. Była to ciekawa propozycja, więc najzwyczajniej odrzucić jej nie mogłem.
SportoweBeskidy.pl: Zapewne były teraz rozmowy o celach i założeniach na sezon 2023/2024, a ten upłynie jak wiadomo pod znakiem dosyć znaczącej reformy.
M.W.: Absolutnie priorytetowe będzie utrzymanie się na obecnym poziomie IV-ligowym, a wiele wskazuje na to, że sporo drużyn dotknie los spadku. Na tym etapie nikt głośno nie będzie mówił o awansie wyżej. Zbyt wcześnie na takie deklaracje. Mieliśmy w minionym sezonie kilka zespołów z ciekawą kadrą, ale w piłce bywa tak, że wraz z nowymi rozgrywkami wszystko może się wywrócić, a ktoś po słabszym sezonie nagle wyląduje w czołówce stawki. Najważniejsze jest to, jaką ma się drużynę. Przy słabszym materiale ludzkim nawet Pep Guardiola niewiele wskóra.
SportoweBeskidy.pl: A jaki będzie ten „materiał” do twojej dyspozycji?
M.W.: Jeśli zachowamy trzon zespołu i dojdzie do skutku kilka wzmocnień, o których nie chciałbym jeszcze mówić póki wszystko nie zostanie „klepnięte”, to możemy stworzyć coś ciekawego.
SportoweBeskidy.pl: Sezon, który niedawno się zakończył pokazał, że łatwo nie będzie. Niemal do samego końca broniliście się przed degradacją.
M.W.: Tak się układała tabela, że długo byliśmy w gronie drużyn, które musiały walczyć o odbicie się z jej dolnych rejonów. Natomiast biorąc pod uwagę samą grę w piłkę w rundzie wiosennej możemy być zadowoleni. Na własne życzenie straciliśmy punkty w jakiś kosmiczny sposób w meczach, których nie potrafiliśmy „przepchać”. Mam tu na myśli choćby spotkania z Gwarkiem Ornontowice czy rezerwami GKS-u Tychy, które musieliśmy zakończyć zwycięsko.
SportoweBeskidy.pl: Jaki będzie twój pomysł na grę Spójni?
M.W.: To zależne będzie od składu. Jeśli potencjał w ofensywie okaże się w następstwie kadrowych ruchów spory, to ciężko rozmawiać o tym, że będziemy defensywnie usposobieni z nastawieniem na grę z kontry. Mam swój styl, w którym czuję się najlepiej i doświadczenie z boiska, ale dobierał będę model gry pod zawodników.