– Dla oka kibica był to na pewno fajny, ciekawy mecz, w którym emocji pojawiło się sporo – przyznaje Michał Pszczółka, szkoleniowiec Tempa. – Doczekaliśmy się też przysłowiowej wisienki na torcie – wtóruje prowadzący miejscową Błyskawicę Krystian Papatanasiu.

Opinie te nie są bynajmniej na wyrost, bo kibice zgromadzeni w Drogomyślu obejrzeli w środowy wieczór „meczycho”. I to pomimo faktu, iż obie drużyny pucharowej rywalizacji nie potraktowały optymalnie, a zwłaszcza w szeregach IV-ligowca pojawiło się liczne grono zawodników rzadziej w tym sezonie wybiegających na murawę. – Swoją szansę w dużej mierze wykorzystali. Pokazali się z bardzo dobrej strony, co mnie jako trenerowi daje do myślenia – podkreśla trener puńcowian, którzy w eksperymentalnym składzie przed pauzą gospodarzom dość wyraźnie „odjechali”. W 22. minucie skrzydłem przedarł się Mikołaj Tobiasz, a zagranie lewą nogą przed bramkę pechowo do własnej „świątyni” skierował Błażej Bawoł. Z kolejnego trafienia Tempo cieszyło się w 40. minucie. Po odbiorze i akcji uruchomionej lewą flanką na murawę powalony został Paweł Leśniewicz. Rzut karny był dla Jakuba Legierskiego formalnością, w tenże sposób zrehabilitował się choćby za „setkę” zaprzepaszczoną tuż po rozpoczęciu pucharowego meczu.

W przerwie na zmiany w składzie zdecydował się trener Błyskawicy, która znacznie odważniej i częściej dążyła do zaskoczenia defensywy rywala. Starania w konkret przełożyły się w 62. minucie. Zaskakujący strzał Bartłomieja Szołtysa z niewygodnej pozycji bramkarz Tempa odbił, ale z poprawką pospieszył w porę Vitalyi Miklosh. Reakcją obrońcy trofeum było m.in. wprowadzenie z ławki doświadczonych zawodników ofensywnych – Damiana Szczęsnego czy Kamila Adamka. I owszem dla obrony Błyskawicy byli momentami trudni do upilnowania, ale nadarzających się od czasu do czasu kontr w liczebnej przewadze nie potrafili odpowiednio sfinalizować już w obrębie „16”. W 90. minucie to drogomyślanie unieśli ręce w górę w geście radości. Tomasz Stasiak piłkę z własnego pola karnego wyekspediował i wydawało się, iż niebezpieczeństwo zażegnał. Inny pomysł miał jednak Volodymyr Varvarynets, który bez namysłu huknął z woleja z 25. metra, a futbolówka wylądowała idealnie w okienku bramki przyjezdnych.

O awansie przesądziły rzuty karne, w której to serii na bohatera wyrósł Wojciech Maciejowski. Uderzenia Łukasza Halamy i Patryka Szołtysa golkiper faworyta parował w wybornym stylu, dzięki czemu Tempu nie zaszkodziła pomyłka „z wapna” Mik. Tobiasza. Puńcowianie zachowali więc szansę na trzeci z rzędu pucharowy skalp, pokonanym pozostała satysfakcja, że przeciwnikowi tej skali trudności zdołali napsuć sporo krwi.