Mecz z tych szalonych
W Żabnicy nie gra się łatwo – o prawdziwości wyświechtanej opinii przekonali się w ten weekend na własnej skórze piłkarze WSS Wisła.
Działo się od startu konfrontacji, która przybrała charakter wymiany ciosów. Rozpoczęli ją gospodarze. Dariusz Chowaniec głową pokonał Kacpra Fiedora po wrzucie z autu, trafienie dołożył Damian Tomiczek i po 19. minutach Skałka mogła realnie myśleć o zwycięstwie. Pauza nastąpiła jednak przy stosunku bramkowym równym. W 28. minucie Jakub Marekwica dośrodkował precyzyjnie ze skrzydła do Pawła Leśniewicza, który otworzył konto WSS, zaś w 35. minucie sam Marekwica soczyście uderzył z dystansu, a po koźle Michał Motyka został zmuszony do sięgania „za kołnierz”. Przywołani strzelcy wyręczyli tym samym choćby Kamila Janika, który wcześniej miał znakomite okazje, aby zaistnieć w meczowym protokole.
Emocje w drugich 45. minutach sięgnęły zenitu. Dublet Dominika Błachuta w odstępie kilkunastu sekund sprawił, że żabniczanie odskoczyli rywalowi na 4:2. – To był nasz najlepszy fragment gry, w którym zasłużyliśmy na bramkowe zdobycze ofensywną postawą – uważa szkoleniowiec gospodarzy Dawid Szczotka, który jednak nie mógł być aż do końcowego gwizdka pewny wygranej swoich podopiecznych...
W 70. minucie Leśniewicz nie pomylił się z rzutu karnego, a wiślanie swoją szansę zwierzyli. Nie zraziło ich nawet to, że w 73. minucie Igor Jarco przywrócił Skałce przewagę 2 goli. W 89. minucie Leśniewicz skompletował hat-tricka po uderzeniu z rzutu wolnego. Czas doliczony to „nerwówka”. Zaciekle atakowali piłkarze WSS, a golkiper miejscowych ratował swój zespół przy próbach Janika oraz Jakuba Waleczka. Rezultatu nie zmieniły też kontry zespołu z Żabnicy.
– Momentami to, co prezentowaliśmy na boisku mogło się podobać. Chłopcy chcą grać w piłkę i nie można mieć do nich o to pretensji. Ale wiemy, że to w Żabnicy różnie się kończy. Sami sobie jesteśmy winni, że wyjechaliśmy pokonani – klaruje Patryk Pindel, szkoleniowiec WSS.