- Pierwsze 40 minut nie zapowiadało tego, że możemy zremisować, a cóż dopiero stracić cztery bramki. Pełna kontrola, płynne akcje, sytuacje bramkowe. Niestety, błędami indywidualnymi podaliśmy rękę przeciwnikowi. W drugiej połowie – zbyt duża ilość własnych błędów, „wózkowania” piłki i „szczeniackie” błędy. Z przyjemnego odbioru pierwszej połowy, po drugiej boli nas głowa... - powiedział w rozmowie ze stroną klubową trener Rekordu, Dariusz Rucki. 

 

Aż dziw bierze, że można mieć tak duże wahania dyspozycji na przestrzeni całego meczu. Nieco usprawiedliwiającym faktem jest jednak to, że rezerwy Rekordu są oparte na młodzieży i musi się ona uczyć na błędach w takich spotkaniach. Przez zdecydowaną większość pierwszej połowy to bielszczanie byli stroną przeważającą. W 33. minucie to zaowocowało trafieniem, gdy Kacper Pawlus "solówkę" spuentował golem. Zaledwie dwie minuty później młody "rekordzista" ponownie fetował bramkę. Tym razem wykorzystując dobre dogranie od Mikołaja Mojeszczyka. W końcówce pierwszych trzech kwadransów w szeregach biało-zielonych wkradło się rozprężenie. Na błędzie golkipera rezerw Rekordu skorzystał były "rekordzista", Arkadiusz Czapla. 

 

Kilka chwil po rozpoczęciu drugiej połowy zawodnicy z Oświęcimia doprowadzili do wyrównania, lecz beniaminek IV ligi był w stanie podjąć "rękawice". W 61. minucie Adam Gibiec zamienił rzut karny na gola po faulu na Jakubie Kempnym, a gdy w 79. minucie Hubert Matykiewicz precyzyjnie uderzył z rzutu wolnego wydawało się, że kwestia zwycięzcy sparingu jest przesądzona. Dwa "ciosy" Unii w końcowych minutach przesądziły jednak o finalnym remisie.