Tu już jednak pojawiły się schody. Czechowiczanie sezon rozpoczęli dobrze, a derbowe zwycięstwa nad Drzewiarzem Jasienica, Spójnią Landek, Orłem Łękawica i Kuźnią Ustroń zdawały się potwierdzać tak aspiracje, jak i faktyczną siłę drużyny. Wobec udanego startu niekoniecznie martwił domowy remis z Błyskawicą Drogomyśl, bo dopiero z perspektywy czasu faktem są trudności, jakie piłkarze MRKS-u mieli minionej jesieni ze zdobywaniem goli. Dorobek 19 strzelonych bramek, wskazujący na brak rasowego snajpera, przedstawia się nad wyraz skromnie, zwłaszcza, że tylko ekipy z Drogomyśla i Jasienicy były w tym względzie bardziej „oszczędne”. Tylu trafień, co wcześniej nie generował m.in. znakomity wiosną Tomasz Dzida. Ogólnie rzecz ujmując  nijak nie przystoi to założeniom walki o czołowe lokaty w stawce IV ligi śląskiej, grupy 2. Czechowicki zespół okupuje aktualnie 6. miejsce w tabeli, a strata 11 „oczek” do lidera z Łazisk Górnych to dystans dosyć pokaźny. A może znów futboliści MRKS-u zapracują podczas gier rewanżowych na miano „rycerzy wiosny?
 


Analizy tego, co za nami na IV-ligowym froncie podjął się szkoleniowiec czechowiczan Wojciech Białek, wskazując także przyczyny nagłego obniżenia lotów swojej drużyny.

SportoweBeskidy.pl: Nie była to runda marzeń dla waszego zespołu – to stwierdzenie na wyrost zapewne nie jest?

Wojciech Białek:
To fakt, nie było tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Szczególnie druga część rundy jesiennej w naszym wykonaniu nie zachwyciła. Łatwo pogubiliśmy punkty i bardzo szkoda, że tak się stało, bo ambicjonalnie – choćby biorąc pod rozwagę zeszły sezon – oczekiwaliśmy lepszego wyniku. Tym bardziej, że początek sezonu był niezły i regularnie potrafiliśmy punkty zdobywać. Uczulałem jednak, także w naszych wcześniejszych rozmowach, że tak pozytywna seria, jak nasza na wiosnę nie jest dana raz na zawsze i różne rzeczy mogą się dziać.

SportoweBeskidy.pl: A może za bardzo uwierzyliście po wiośnie, że tak będzie dalej i MRKS pójdzie w nowym sezonie siłą rozpędu?

W.B.:
Nie sądzę, raczej to nam nie zaszkodziło. Byliśmy świadomi, że w rundzie wiosennej szło nam świetnie, a kolejny sezon to zupełnie inny temat. Kilka czynników złożyło się na to, że wypadliśmy poniżej oczekiwań. Każdy mecz ma swoją odrębną historię i część zespołów mocno nastawiała się na rywalizację z nami. To jednak taki poboczny problem. Zwyczajnie przydarzył się nam słabszy okres, coś w rodzaju kryzysu, z którego próbowaliśmy wychodzić, a zazwyczaj to trudna sztuka.

SportoweBeskidy.pl: W jednej z naszych rozmów prezes klubu mówił o tym, że z perspektywy czasu zabrakło wietrzenia szatni w odpowiednim momencie.

W.B.:
Chcieliśmy kontynuować pracę, która przynosiła pożądane efekty, więc trudno było dokonywać głębszych zmian latem po tak udanej rundzie. Być może w którymś momencie brakowało kogoś, kto dałby nowy impuls drużynie. Wynikało to w pewnym sensie z problemów absencyjnych, bo przy osłabieniach kadrowych wpadliśmy „w dołek”. Wydawało się, że kadra jest na tyle szeroka, aby dać sobie radę, ale często składem rotowaliśmy, co nie pozostało bez wpływu na grę.

SportoweBeskidy.pl: Czy MRKS gra jeszcze w tym sezonie o awans? Był taki mecz z rezerwami Podbeskidzia Bielsko-Biała, gdy wyglądaliście bardzo solidnie na tle przeciwnika wzmocnionego zawodnikami z boisk I-ligowych, a wasze możliwości dostrzegali też sami rywale.

W.B.:
Żeby grać o awans trzeba być konsekwentnym i punktować regularnie. Pojedyncze, nawet bardzo dobre występy, nic niestety nie dają. Zdajemy sobie sprawę, jaka jest nasza strata punktowa na półmetku ligi i mówienie, że walczymy o awans byłoby absurdem. Ale chcemy być jak najwyżej w tabeli, co wynika z ambicji nas wszystkich w klubie, aby się poprawić.

MRKS Czechowice-Dziedzice – 6. miejsce, 23 punkty (6 zwycięstw, 5 remisów, 4 porażki), bilans bramkowy 19:17.