Mecz ten z pewnością nie zawiódł oczekiwać widzów, choć w lepszych nastrojach po ostatnim gwizdku schodzili piłkarze z Landeka, którzy w drugiej połowie odrobili stratę, i to z nawiązką. - Czujemy złość po tym spotkaniu. Wróciły stare demony, których jeszcze nie udało nam się wyplewić. Zagraliśmy zupełnie odmienne połowy. W pierwszej zaprezentowaliśmy się bardzo solidnie, znacząco przeważaliśmy na placu gry. Po zmianie stron stało się coś niedobrego z zespołem i musimy znaleźć rozwiązanie, jak to wyeliminować z naszych poczynań - zauważasz szkoleniowiec MKRS-u, Daniel Feruga. 

 

Nie ma co ukrywać, głód pierwszego zwycięstwa przed własną publicznością był aż nadto widoczny w premierowej odsłonie meczu w szeregach czechowiczan. Już w 5. minucie przed szansą na otwarcie wyniku był Kamil Sosna po dobrze rozegranym rzucie wolnym, lecz w dobrej sytuacji przeniósł piłkę nad bramką. Następnie dwukrotnie groźnie uderzał Konrad Bukowczan, który był bardzo aktywny w tym spotkaniu. MRKS swego dopiął w 28. minucie, gdy Bartłomiej Ślosarczyk precyzyjnym lobem po wysokim pressingu dał gospodarzom prowadzenie. - Wynik 1:0 do przerwy uważam za najniższy wymiar kary dla rywala - zauważa Feruga. 

 

Po przerwie to jednak Spójnia postawiła wszystko na jedną "kartę" i to jej przyniosło zamierzony efekt. W 55. minucie do remisu, po mądrze rozegranym rzucie z autu, doprowadził Bartosz Rutkowski, a decydujący "cios" w 82. minucie Wojciech Pisarek bezlitośnie wykorzystał błąd defensywy MRKS-u. Spójnia nie przestaje więc zachwycać w tym sezonie, czego efektem jest czołowa lokata. 

 

- Zgodzę się z trenerem Ferugą, MRKS miał sporą przewagę w pierwszej połowie, ale jest to mój błąd, co biorę na siebie. Korekta w ustawieniu w przerwie sprawiła, że "karta" się odwróciła i po zmianie stron MRKS nie stworzył sobie klarowniejszej okazji bramkowej - ocenia natomiast Mateusz Wrana, trener drużyny z Landeka.