NASZE SPORTOWE LEGENDY – LESZEK BŁAŻYŃSKI
Nie mogę jednoznacznie obiecać, że rozpoczynam nowy cykl felietonów przypominających dawne sławy bielskiego sportu. Ale myślę, że warto czasem przybliżyć sylwetki naszych wspaniałych mistrzów. Uczestników olimpiad, medalistów tych igrzysk czy zdobywców najwyższych sportowych szczytów na europejskim kontynencie, bądź też w rywalizacji o medale mistrzostw świata. Olimpizm to najważniejszy rdzeń sportu, jego jądro. Olimpijczycy, których w Beskidach mamy wielu, cieszą się też zasłużoną sławą i szacunkiem wśród całego naszego społeczeństwa. I warto przybliżać sylwetki tych osób. Chciałbym, by byli przykładem dla naszej młodzieży na wybór drogi życiowej.
Dziś chcę opowiedzieć o Leszku Błażyńskim. Była to osobowość niezwykła, nieprzeciętna i bardzo mi bliska. Był moim kolegą, a jednocześnie byłem w pewnym sensie jego powiernikiem, bo piastowałem funkcję lekarza klubowego BBTS. Imponował mi swoim postępowaniem. Zadziwiał wielkimi sukcesami sportowymi, skromnością i pracowitością. Byłem przy nim od jego pierwszych sukcesów w ringu.
Na początku był Ełk, miasto w dawnym województwie białostockim i klub sportowy Mazur. Pierwsze sukcesy, wygrany turniej w Białymstoku o mistrzostwo tego okręgu. Potem żarty się skończyły. Przyszedł czas na intensywny rozwój sportowego talentu. Tego zdolnego, ambitnego chłopaka z Ełku chciała mieć u siebie cała pięściarska Polska. Wtedy nazywało się to „kaperowaniem”. Nie istniał zwrot „sportowe transfery”. Propozycje i złote góry, mieszkania w największych miastach kraju obiecywały resortowe kluby gwardyjskie i wojskowe, które były wtedy potęgą polskiego boksu. W kolejce prosząc o przychylność i zasilenie ich barw, skromnie czekały i namawiały chłopaka z Ełku bogate kluby górnicze. Był wschodzącą gwiazdą polskiego boksu.
I co Błażyński wybrał? Nasz cudowny, zaczarowany, ale powiedzmy szczerze skromny finansowo, kierowany przez wspaniałe osoby – bielski BBTS. Myślę, że magnesem, który przyciągnął Błażyńskiego do Bielska-Białej była niekwestionowana gwiazda polskiego boksu i tego klubu Zbigniew Pietrzykowski. Widziałem to i czułem, że Leszek chciał iść w jego ślady. Zbyszek kończył właśnie karierę, Leszek rozpoczynał. Pietrzykowski był królem naszego miasta, Błażyński chciał nim być. Marzył o sławie Zbyszka. I osiągnął to, co miał Zbyszek. Sportowe sukcesy, medale olimpijskie, szacunek środowiska i pieniądze, do których nie przykładał zbyt dużej wagi. Wiem, że inne kluby oferowały mu kilkukrotnie większe pieniądze niż bielski BBTS. Ale w Bielsku-Białej znalazł stabilizację. Założył swój pierwszy w życiu rodzinny dom, którego atmosferę i styl nadawała cudowna żona Ania, wspaniali synowie Marek i Leszek, jak również babcia Emilia, mama Ani, która przywędrowała w Beskidy z Ełku.
Błażyński mieszkał w budynku przy ulicy Żywieckiej, na rogu Skłodowskiej. Często tam zaglądałem podziwiając rodzinną atmosferę tego domu, zgodę i harmonię tam panującą. A na bokserskich treningach Leszek sumiennie pracował. Chciał być najlepszy w klubie, w kadrze, wszędzie i we wszystkim. W sporcie i w modzie, w piosence i w tańcu, cudownie śpiewał parafrazując światowej przeboje, szczególnie uwielbiał Elvisa Presleya. Brylował we wszystkich gremiach – tych lokalnych w Bielsku-Białej i tych ogólnopolskich. Miał telewizyjne kabaretowe występy, śpiewał z Andrzejem Rosiewiczem i Władysławem Komarem, wielkim sportowcem, złotym medalistą olimpijskim w pchnięciu kulą, znanym z uzdolnień estradowych. Władysław Komar, Leszek Błażyński w dzisiejszym rozumieniu tego słowa byli „celebrytami”. Przebywanie w jego otoczeniu, towarzystwie stanowiło nobilitację. Znał wszystkich i jego wszyscy znali i uwielbiali. Najmodniej się ubierał, używał najlepszych kosmetyków i odwiedzał najmodniejsze zakłady fryzjerskie. Towarzyszyły mu najbardziej znane osoby sportu, show biznesu i artyści.
Nie zaniedbywał w BBTS treningów. To było widać w jego występach ligowych. Bo w ringu mało który rywal dotrwał z nim do końca walki. Mimo, że walczył w wadze muszej zmiatał przeciwników z ringu nokautującymi ciosami. Ale przy tym wszystkim zachowywał się w ringu fair-play, nie miażdżył bezbronnych rywali. Był uwielbianą gwiazdą klubu BBTS, miasta Bielska-Białej i reprezentacji Polski. Już wtedy stanowił sportową legendę. Zdobył dwa brązowe medale olimpijskie w Monachium 1972, w Montrealu 1976, mistrzostwo Europy 1977 i wicemistrzostwo Europy 1971. Dwa razy zdobył mistrzostwo Polski. Wraz z kadrą uczestniczył w wyjazdach do USA. Tam był uznawany za najlepszego pięściarza meczu. Przywiózł z Ameryki wspaniałą, wielkich gabarytów złotą rękawicę! Podziwiałem ją w jego przytulnym mieszkaniu. Stała na honorowym miejscu...
W sobotę ponownie ją zobaczyłem. W Bytomiu, w gablocie z pamiątkami po wielkim wspaniałym człowieku, mistrzu boksu. Sportowe trofea były zaprezentowane i z ciekawością oglądane w sali Teatru Rozbark w Bytomiu. Bowiem ostatnie swoje walki stoczył w barwach Szombierek, klubu z tego miasta. Byłem w miniony weekend w Bytomiu, bo tu rozgrywano już dziesiąty, jubileuszowy memoriałowy turniej, w którym środowisko bokserskie czci pamięć wielkiego mistrza pięściarstwa. W turnieju startowała prawie setka młodych pięściarzy z kilku krajów. Byli przedstawiciele Czech, Niemiec, Kosowa, Ukrainy, Austrii i oczywiście Polski, w tym z Górala Żywiec.
Sportowe Bielsko-Biała kultywuje, pamięta i szanuje swoich dawnych bielskich mistrzów, a szczególnie olimpijczyków. Podobnie stało się i w sobotę w Bytomiu. Przywiezione z Bielska-Białej puchary wręczył Marian Kasprzyk, były zawodnik BBTS i kolega Leszka Błażyńskiego, złoty medalista olimpijski. Od miasta Bielska-Białej i szeroko rozumianego środowiska bokserskiego BBTS wręczono trzy puchary. Dla najlepszego technika zawodów memoriałowych, najlepszego boksera turnieju i najmłodszego uczestnika. Szacunek, upamiętnienie, cześć i chwała wszystko to należy się dla dawnych mistrzów bielskiego sportu. To zadanie, jak mi się wydaje jest realizowane przez osoby, które w jakiś sposób kreują dziś wizerunek sportu i olimpizmu w Bielsku-Białej i Beskidach. Jest w Beskidach i w naszym mieście wielu olimpijczyków, reprezentantów kraju, o sukcesach których warto przypomnieć. Chciałbym, aby byli wzorem dla naszej młodzieży, aby byli ich idolami, jak dla ludzi mego pokolenia był mistrz pięści Leszek Błażyński.
Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski