Bielszczanie okazali się najlepszym zespołem ligowej fazy zasadniczej. A że fetowali zarazem zdobycie Pucharu oraz Superpucharu Polski, to nastroje w kontekście walki o mistrzostwo były optymistyczne. Mecze decydujące o złocie po myśli zawodników Rekordu jednak się nie ułożyły. U siebie bielszczanie ulegli Constractowi Lubawa 3:5, a skalp ten wyraźnie wzmógł apetyty rywala na wygranie całej rywalizacji. – Było widać ogromną mobilizację i motywację w szeregach ekipy z Lubawy po meczu wygranym u nas – przyznaje Janusz Szymura, prezes Rekordu, wskazując właśnie rezultat premierowego starcia jako kluczowy dla ostatecznych rozstrzygnięć. Constract już we własnej hali przypieczętował wyższość w wielkim finale, ogrywając „rekordzistów” kolejno 7:2 i 4:2.

Dogłębna analiza spotkań finałowych pozwala na wnioski odnoszące się stricte do postawy biało-zielonych. – Po rundzie zasadniczej znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że z jednej strony mogła przechodzić przez głowy myśl o byciu mimo wszystko najlepszą drużyną w lidze, z drugiej, że nadchodzi taka część rozgrywek, w której można tylko coś stracić – dodaje sternik klubu z Cygańskiego Lasu. – Okazało się, że nie byliśmy w optymalnej formie na najważniejsze mecze – przyznaje Szymura.

Wielokrotny mistrz Polski tym razem musiał pogodzić się ze srebrem. W opinii dość powszechnej ten wynik przyjęto z niedosytem. – To pokazuje, jak wysoko zawieszona jest poprzeczka, bo przecież zdobyliśmy w tym sezonie 2 trofea, a nasi zawodnicy sięgnęli po szereg wartościowych wyróżnień indywidualnych – analizuje nasz rozmówca, zapewniając jednocześnie, iż do nadchodzących ekstraklasowych zmagań Rekord przystąpi w składzie znacznie przemeblowanym, ale zarazem mocnym personalnie. Na ten moment bielski klub potwierdził pozyskanie Tomasza Luteckiego i spektakularny powrót reprezentanta Czech Michala Seidlera.