Plan gospodarzy powieźć się jednak nie mógł. Dlaczego? Zwyczajnie różnica piłkarska na korzyść gości z Żywca była nazbyt znacząca. W pierwszej części futboliści Górala dowiedli tego dwukrotnie. W 11. minucie Marek Gołuch po dwójkowym rozegraniu z Patrykiem Semikiem postarał się o udane wykończenie. Z kolei w 38. minucie „na raty” golkipera wilkowiczan pokonał Semik, wcześniej bowiem Dawid Grabski do spółki z defensorami stopowali strzały przyjezdnych. – Przeważaliśmy bardzo wyraźnie. Mam pretensje do chłopaków, że zmarnowali tak wiele szans, pudłując nawet do pustej bramki – komentuje Krzysztof Bąk, szkoleniowiec Górala, nawiązując do wybornych szans, które mieli w tym fragmencie zwłaszcza zdobywcy bramek.

GLKS po powrocie na murawę na moment się przebudził. W 50. minucie Daniel Gala pokusił się o trafienie kontaktowe, w czym duża zasługa inicjującego bramkową akcję Kamila Jakubca. Ale po obiecującym kwadransie z gospodarzy powietrze uszło. W 63. minucie Maciej Wojtyła indywidualnie wykończył akcję Marcina Osmałka. Wspomniany asystent 10. minut później sam wystąpił w roli egzekutora w sytuacji „oko w oko” z golkiperem. Po golu na 4:1 ostatecznie obie drużyny z tonu spuściły, a z okazałego i zasłużonego zwycięstwa cieszyli się faworyzowani piłkarze z Żywca.

Wilkowiczanom przynajmniej do następnej kolejki przyjdzie okupować lokatę „czerwonej latarni” ligi okręgowej. Czy światełko w tunelu widać? – Moim zdaniem tak. Potrafiliśmy sobie dziś stwarzać okazję bramkowe, co dobrze wróży. Oczywiście nie podlega dyskusji, że Góral był zespołem lepszym – zaznaczył szkoleniowiec Sebastian Gruszfeld.