
Nie tylko o futbolu
Czysto piłkarski przebieg meczu nie był niestety tym najistotniejszym wydarzeniem, o którym mówiło się po zakończeniu rywalizacji w Ślemieniu.
W 50. minucie doszło do ogromnego zamieszania. Jeden z ochroniarzy na obiekcie stracił przytomność, a poza boiskiem natychmiast podjęta została akcja reanimacyjna. Część piłkarzy Smreka wstrzymało grę, a sędzia liniowy sygnalizował głównemu Marcinowi Stoniowi, że dzieje się coś niepokojącego, ale główny rozjemca pozostał niewzruszony. Równocześnie Piotr Ćwielong zagrał długą piłkę do Michała Czakona, który minął bramkarza miejscowego zespołu i strzelił gola... – Widzieliśmy, że panuje jakieś zamieszanie niedaleko boiska. Było naprawdę nerwowo i piłka zeszła wówczas na drugi plan, bo pojawiło się nawet realne zagrożenie życia osoby dobrze nam znanej – opowiada zasmucony Piotr Jaroszek, szkoleniowiec Smreka.
– Przyznam, że pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją. Z perspektywy ławki rezerwowych sygnalizowaliśmy, że może wstrzymanie gry będzie najrozsądniejsze, ale gwizdka nie było, więc graliśmy dalej – klaruje Łukasz Hanzel, trener pogórzan. Gol zapewniający ekipie z Pogórza prowadzenie został ostatecznie zaliczony, a przerwa w grze trwała kilka minut. Po niej było... nerwowo. W 55. minucie arbiter podyktował rzut karny dla LKS-u po starciu w „16” zakończonym upadkiem Czakona, a stały fragment na gola zamienił Ćwielong. Taka decyzja spotkała się z protestami gospodarzy, kwestionującymi to czy do przewinienia w ogóle doszło. Za moment było 3:0, gdy Czakon zrewanżował się otwierającym podaniem Ćwielongowi, strzelającemu kolejnego gola po niedawnym dołączeniu do LKS-u Pogórze.
W 70. minucie powtórnie na pierwszym planie był sędzia, który z boiska bezpośrednią czerwoną kartką usunął Marcina Pośpiecha. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że bezsprzeczny faul obrońcy Smreka zaliczył jako akcję ratunkową, choć „w tyłach” byli jeszcze środkowi defensorzy. Inna sprawa, że atak zawodnika ekipy ze Ślemienia był nadmiernie raptowny. Jakąkolwiek ochotę do gry gospodarze wówczas bezpowrotnie stracili. Zresztą tak, jak i następnego gola, o którego w 87. minucie pokusił się Krystian Danel. Ostatni istotny moment meczu to rzut karny dla Smreka, ale nie przyniósł on honorowego gola, bo intencje strzelca wyczuł Marcin Jamróz. – Zagraliśmy dobrze i potrafiliśmy stwarzać sobie dogodne sytuacje. Nie wdawaliśmy się zarazem w żadne dyskusje. Nie jest naszą winą ta cała nerwowa atmosfera, szkoda natomiast, że taka towarzyszyła temu meczowi – podkreśla szkoleniowiec zwycięzców.
O futbolu nikt nie chciał za bardzo rozmawiać w Ślemieniu. I to można zrozumieć. – Mam ogromny niesmak i jestem zdegustowany tym, co się wydarzyło. Jeden gość potrafił zepsuć całkiem fajny mecz, a potem śmiać się nam w twarz – grzmi Jaroszek, który na finiszu potyczki także nie uniknął „cegły”.