Przed startem rundy rewanżowej niektórzy szkoleniowcy pracujący w klubach bielskiej A-klasy upatrywało w zespole z Czechowic-Dziedzic potencjalnego „czarnego konia”. Drużyna zaliczyła jednak mocno przeciętną wiosnę i na owo miano nie zapracowała. – Odczuwam niedosyt. Słabo prezentowaliśmy się podczas rundy rewanżowej. Jesień był w naszym wykonaniu dobra, dlatego oczekiwanie były większe. Jako trener otrzymałem lekcję pokory. Zapomniałem o istotnej kwestii jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz – mówi Marcin Sztorc, którego podopieczni wiosną grali "w kratkę".

Ostatecznie zakończyli sezon na 9. miejscu. – Myślę, że znam przyczynę naszej słabszej postawy w drugiej części rozgrywek. Zespół słabo przepracował okres zimowy. Pięciu, może sześciu zawodników trenowało wtedy solidnie. Ponadto, kilku zawodników wypadło z kadry ze względu na kontuzje. Na tym poziomie brak trzech czy czterech graczy to duże osłabienie. Przede wszystkim uraz Mateusza Słowiaczka mocno komplikował naszą sytuację. Pomagali nam bramkarze pierwszego zespołu, ale niektóre terminy się pokrywały. Mateusz doznał kontuzji zimą. Wiosną nie mogłem zaaplikować zawodnikom treningu strzeleckiego, bo nie miał kto bronić. To miało wpływ na naszą skuteczność – dodaje nasz rozmówca.

Do walki o czołowe lokaty MRKS II nie włączył się, problemów z utrzymaniem nie miał. Zapracował na miano ligowego średniaka. – Poziom naszej A-klasy nie należy do wygórowanych. Mistrz w ostatnich latach ma problemy z utrzymaniem się w „okręgówce”. W zakończonym sezonie dwa zespoły wyraźnie przewyższały resztę stawki, daw mocno odstawały. 14 punktów dawało utrzymanie, w ostatnich latach 20 nie gwarantowało ligowego bytu. Pozostałe drużyny prezentowały poziom zbliżony do lat ubiegłych, zbliżony także do siebie – wyraża swoją opinię trener Sztorc.