– Strasznie nerwowy pierwszy tydzień Tour de France zakończyłem inaczej, niż bym chciał, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Sprawdzają się słowa o tym, że Wielka Pętla jest jak Giro, tylko razy dwa – mówi Przemysław Niemiec, który dziś wraz z innymi kolarzami powróci do rywalizacji.

Niemiec_wyscig

Na swoim blogu Przemysław Niemiec, kolarz z Pisarzowic, obszernie komentuje dotychczasowe zmagania w Tour de France, w którym to wyścigu zajmuje na razie lokatę w czwartej dziesiątce. – Miewam się dobrze, spokoju i chęci do jazdy mi nie brakuje, a wyścig jest jeszcze długi. W pierwszym tygodniu podstawowym celem było dla mnie to, by dotrzeć do gór z jak najmniejszymi stratami. Po weekendzie odpadł mi nieco stres cięcia się o wysoką lokatę w „generalce” i chociaż chcę być w wyścigu jak najwyżej, pomyślę też o walce na etapach. Cały czas mam w ekipie wolną rękę, chcę wykorzystać to jak najlepiej – wyjaśnia debiutant w Tour de France.

Co utkiwło Niemcowi w pamięci z dotychczasowych etapów? – Na pewno zapamiętam na długo otwarcie wyścigu. Tak, jak mówiłem dla Eurosportu, Korsykę polecam na wakacje. Ładnie tam jest, ale drogi na wyspie są zbyt wąskie i kręte. Może się też trafić kierowca autokaru, który robi sobie przystanek na mecie. Zadyma na pierwszym etapie była potężna. Najpierw usłyszałem od dyrektora, że meta jest 3 km wcześniej, 5 km przed metą dowiedziałem się, że jednak zostaje po staremu. Można było zgłupieć i trzeba było trochę improwizować. Najwięcej nerwów kosztował mnie jednak etap 6., w którym wygrał Greipel. Strasznie mocno wiało, od początku była wielka nerwówka. Pchanie się trwało non stop przez 150 km, trzeba było mieć sporo szczęścia, żeby nie zebrać nowych szlifów. Widać, że cała Francja żyje Wielką Pętlą, nawet na lotniskach jest mnóstwo kibiców. Cieszę się, że wraz z wynikami Michała Kwiatkowskiego zainteresowanie Tourem wzrasta u nas – dodaje reprezentant beskidzkiego regionu, który w tym sezonie pokazał się już z wyśmienitej strony podczas niedawnego Giro d'Italia.