Debiut trenerski Seweryna Kośca na ławce Beskidu omal nie został zepsuty. Goście nieszczególnie radzili sobie w początkowej fazie konfrontacji z Jeleśnianką. – Słabo wyglądaliśmy w fazie przejściowej przechodzenia z obrony do ataku. Byliśmy też trochę niemrawi i taktycznie źle nastawieni – opowiada szkoleniowiec ekipy z Gilowic, która przed przerwą została przez rywala zaskoczona uderzeniami z dystansu i z rzutu wolnego. Nadzieje na odwrócenie losów rywalizacji dał również przez zejściem drużyn do szatni Piotr Kruczyński...

Druga część pucharowego spotkania to już zaskakująca niemoc Jeleśnianki. Przyjezdni natomiast złapali przysłowiowy wiatr w żagle. Strzelili też gole przesądzające o awansie do kolejnej rundy – oba to konsekwencja rzutów karnych, które bezbłędnie egzekwowali Szymon Barcik oraz Piotr Talik. – To była całkiem inna połowa. W naszych poczynaniach nastąpiła jakaś zmiana wewnętrzna, efekt przyniosła również korekta w ustawieniu, byliśmy też bardziej agresywni – podkreśla Kosiec.

Co ciekawe, mecz nie był wolny od kontrowersji. W 90. minucie miejscowi doprowadzili do remisu, ale sędzia – obiektywnie rzecz oceniając niesłusznie – dopatrzył się spalonego. – Tej „nerwówki” mogliśmy uniknąć, bo mieliśmy okazje, aby podwyższyć nasze prowadzenie. Moje zapoznanie z poziomem a-klasowym wypadło ostatecznie udanie – mówi trener Beskidu.