Gdyby była taka możliwość, i ktoś zdecydował się postawić na wygraną LKS-u u bukmachera, wygrałby dobre pieniądze. Gdyby ktoś jednak był tak szalony i chciał postawić na wygraną podopiecznych Tomasza Wróbla po 15. minutach gry, to wtedy można byłoby mówić o niezłej fortunie. Po kwadransie ekipa z Pruchnej przegrywała już 0:2. W 9. minucie Szymon Płoszaj wykorzystał podanie z lewego skrzydła, a chwilę później z wycofanej piłki pożytek zrobił Sebastian Juroszek. 

Źle weszliśmy w mecz, ale mieliśmy sobie coś do udowodnienia. Drużyna świetnie zareagowała na kiepski początek spotkania – przyznaje w rozmowie z naszym portalem szkoleniowiec LKS-u. W 16. minucie sygnał do odrabiania strat dał swoim kolegom Marcin Wysiński, który przytomnie odnalazł się w zamieszaniu pod bramką przeciwnika. Ten sam zawodnik 10 minut później zdobył bramkę wyrównującą. Gol ten jednak można określić jako "stadiony świata", gdyż Wysiński świetnie przymierzył z 25. metrów, a w tzw. międzyczasie spojenie ostemplował Przemysław Błażejowski. Na przerwę w lepszych humorach schodzili gospodarze, po tym jak Mateusz Tomala niefortunnie umieścił piłkę we własnej bramce. 

Po zmianie stron więcej goli nie ujrzeliśmy. Trzeba jednak przyznać, iż w szeregach ekipy z Pruchnej rozpoczęła się taktyka zwana jako "obrona Częstochowy". Taktyka ta zredukowała poziom jakości widowiska, ale dla LKS-u okazała się być skuteczna. – Nie ma co ukrywać, WSS Wisła zdominowała w nas drugiej połowie, a my postawiliśmy na grę z kontry. Najważniejsze jednak że udało nam się dowieźć korzystny rezultat do ostatniego gwizdka arbitra – komentuje Wróbel.