Niedzielna konfrontacja w Słotwinie okazała się historyczną. Bo raz, że miejscowy Sokół rozpoczął właśnie swoją premierową przygodę z ligą okręgowa, a dwa – beniaminek uczynił to w sposób bezdyskusyjnie satysfakcjonujący lokalną społeczność. Stwierdzenie, że z „okręgówką” podopieczni Przemysława Jurasza przywitali się koncertowo nie jest na wyrost w odniesieniu do pierwszych 45. minut meczu, które można z pewnych względów ocenić jako zaskakujące...

Gospodarze przejęli inicjatywę, co tyczy się zarówno cech wolicjonalnych, jak i aspektów stricte futbolowych. W 5. minucie Karol Budzyński skapitulował, gdy nie wyszedł w porę do dośrodkowania Michała Talika, przez co delikatnie trącając piłkę Bartłomiej Wandzel trafił do siatki. Również kolejny bramkowy efekt należał do Sokoła. W 25. minucie golkiper „Fiodorów” futbolówkę w następstwie autu wybił wprost pod nogi nadbiegającego Damiana Stawickiego, który najwyraźniej zamierza utrzymać snajperski rytm z boisk a-klasowych. Nokaut nastąpił w 36. minucie. Błąd komunikacji ze swoim bramkarzem popełnił Radosław Tracz, a w efekcie to jemu zaliczono „samobója”.

Goście, którzy przez większą część tej połowy derbów jedynie przyglądali się poczynaniom rywala, w końcówce mogli „załapać się” na walkę bardziej wyrównaną. W 38. minucie, tuż przed urazem wymuszającym zmianę, w poprzeczkę wcelował Patryk Pawlus. Za moment groźnie uderzał Mateusz Janik, ale Wojciecha Mroka pokonać nie zdołał. – Żeby wygrywać takie mecz ze zmotywowanym przeciwnikiem trzeba dać na boisku trochę serducha, a nie spacerować po nim – mówi niepocieszony szkoleniowiec GKS-u Sebastian Gruszfeld. – Inna rzecz jest taka, że rywal zrobił dziś robotę walką i agresją w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Piłkarze ze Słotwiny byli wszędzie, doskakiwali do nas i dominowali. Widać było też w ich grze zamysł – dodaje.

Odnotujmy, że w odsłonie rewanżowej nie wydarzyło się nic, co miałoby wpływ na rezultat, a tym bardziej rozdział punktowych łupów. Radziechowianie próbowali, ale nie było im dane dokonać choćby jednej akcji zaskakującej dla „tyłów” beniaminka. W 49. minucie M. Janik przegrał pojedynek z Mrokiem, podobnie w 70. minucie Tracz, który przyjął wcześniej przed bramką futbolówkę zagraną przez Tomasza Janika. Gospodarze efektowny występ mogli z kolei przypieczętować, choćby za sprawą aktywnego Stawickiego. W decydujących momentach brakowało najczęściej odpowiedniej koncentracji.