Nikt nie chciał trzymać "gardy". Hokejowe meczycho
Nie mają czego żałować kibice, którzy zobaczyli mecz Sokoła Słotwina z Wisłą Strumień. Zwroty akcji, walka, 12 goli i na koniec niecodzienny rezultat - remis 6:6.
Od początku spotkanie cechowało wysokie tempo, a żadna ze stron nie zamierzała się ograniczać jedynie do defensywy. Pierwszą bramkę kibice zobaczyli po upływie niespełna kwadransa. Mateusz Kiełkowski trafił dla Wisły po dobrej akcji lewym skrzydłem. Reakcja gospodarzy była jednak właściwa. W 20. minucie Kamil Urbaniec ładną "solówkę" zakończył golem wyrównującym stan meczu. Na tym jednak wymiana ciosów się nie skończyła... Minuta 29. to trafienie Artura Miłego z dystansu, lecz i tym razem prowadzenie Wisły nie trwało długo. 180 sekund później Przemysław Jurasz celnie przymierzył zza "16" po krótkim rogu. Ostatni akcent strzelecki w tej części meczu należał jednak do strumienian. Miły bezpośrednio trafił z rzutu wolnego.
Na początku drugiej połowy Wisła przeżyła terapię szokową. 11 minut potrzebowali gospodarze, aby czterokrotnie pokonać bramkarza gości. Wpierw Michał Talik dopadł do piłki dogranej z rzutu wolnego i celnie przymierzył z okolic 16. metrów. Następnie na listę strzelców wpisał się Damian Stawicki. W 56. i 59. minucie Talik trafił jeszcze dwa razy, kompletując hat-tricka. W obu przypadkach na gole zamieniał rzuty karne. Wpierw po faulu Dawida Gizlera, a później po zagraniu ręką przez defensora Wisły.
Stan wyniku 6:3 w 59. minucie nakłaniał raczej do stwierdzenia, że Wisła będzie miała ciężko o odmianę losów spotkania. A jednak strumienianie podjęli rękawice. W 61. minucie Gizler uderzył z 20. metrów. Piłka zaliczyła kozioł przed bramkarzem Sokoła i wpadła do siatki. 3. minuty później Bartosz Wojtków skierował piłkę do siatki głową i już było tylko 6:5. W 87. minucie Kiełkowski ustalił wynik na 6:6 po tym, jak dobrze odnalazł się pod bramką przeciwnika. Co ciekawe, w samek końcówce Wisła trafiła do bramki rywala, ale sędzia gola nie uznał, dopatrując się faulu Gizlera na bramkarzu gospodarzy.