Mecz miał bezsprzecznie 2 oblicza diametralnie się od siebie różniące. Wpierw zdecydowanie lepiej z okolicznościami finiszu ligi radzili sobie piłkarze z Zebrzydowic. To ocena wynikająca przede wszystkim z faktu ulokowania przez Spójnię piłki w siatce WSS i to aż 3-krotnie. Supremację gości zainicjował w 13. minucie Kamil Wójcikowski, który uciekł obrońcom i pokonał Kacpra Fiedora. Końcówka premierowej odsłony to bramki Tomasza Mrówki po prostopadłym podaniu Piotra Pastuszaka oraz Szymona Palucha, wieńczącego głową idealną „centrę” Mrówki.

– Gra się tak dobrze, jak rywal na to pozwoli, a my pozwoliliśmy na naprawdę dużo. Jednocześnie przyznać trzeba, że goście wyglądali przed przerwą wręcz rewelacyjnie – opowiada Patryk Pindel, szkoleniowiec wiślan, który na swoich podopiecznych wpłynąć musiał męską rozmową i takimi również słowami podczas pauzy. W ślad za tym przyszła właściwa reakcja, która o 180 stopni odwróciła role zespołów uczestniczących w meczu w Wiśle. Przegrywający nagle złapali przysłowiowy wiatr w żagle, zaś podopieczni trenera Grzegorza Łukasika wraz z upływem czasu nie prezentowali się już tak dobrze pod kątem motorycznym. Zaprzepaścili też swoje szanse na podwyższenie prowadzenie – pudłowali Wójcikowski tuż po zamianie stron oraz Mrówka, gdy konkurenci rozpoczęli efektowną pogoń.

W 60. minucie gospodarze wreszcie wyprowadzili składną akcję, a wrzutkę po przyjęciu sfinalizował Szymon Płoszaj. Po upływie kilku kolejnych minut zespół z Wisły złapał kontakt z przeciwnikiem. Z rzutu wolnego futbolówkę dorzucił w kierunku bramki Patryk Tyrna, a trajektoria jej lotu zaskoczyła golkipera Spójni, który musiał sięgać za kołnierz. Na niespełna kwadrans przed upływem czasu regulaminowego miejscowi odrobili całość pokaźnych strat, gdy w sporym zamieszaniu z bliska do stanu 3:3 doprowadził Płoszaj. O pełni szczęścia wiślanie mogliby mówić, gdyby następne okazje – a te miał autor wcześniejszego dubletu – zakończyły się odnotowaniem zwycięskiego trafienia. Remontada w pełnej krasie nie ziściła się, bo Płoszaj raz uderzył nad poprzeczkę, a raz po rykoszecie od muru przy rzucie wolnym przyjezdnym dopisało szczęście.