– Mamy za słabe początki meczów, aby zdobywać punkty jakoś w miarę regularnie – mówi tymczasem na samym wstępie Piotr Jaroszek, szkoleniowiec zespołu ze Ślemienia, który niewiele miał do przeciwstawienia rywalowi w pierwszej połowie.

Już w 3. minucie gospodarze mogli zdobyć prowadzenie, ale zyskowi Jakuba Marekwicy zapobiegła interwencja Rafała Pępka. Inny był efekt strzału Marekwicy z 24. minuty. Pomocnik WSS uderzył nie do obrony z okolic 20. metra, korzystając na wyprowadzonym aucie przez Mateusza Tomalę. Niebawem, bo w 31. minucie zespół z Wisły „odjechał” konkurentowi. Marekwica wrzucił futbolówkę między stoperów Smreka, a pojedynek z jego bramkarzem wygrał Paweł Leśniewicz.

Nic nie zapowiadało, że po przerwie kibice będą świadkami większych wrażeń, za wyjątkiem może tych związanych z kolejnymi „fantami” po stronie WSS. W 65. minucie bliski powodzenia był Mateusz Szymala, ale drogę do siatki znalazł dopiero w minucie 79. Tomala, który źle interweniującego w tym przypadku Pępka uprzedził po wrzutce Tomasza Czyża.

Końcowy fragment spotkania to już tytułowe komplikacje wiślan i zryw ekipy z Żywiecczyzny. W 82. minucie Alves Mota dośrodkował z rzutu wolnego, a w zamieszaniu najlepiej wykazał się Marek Puda. Znaczącym wydarzeniem było też to z 87. minuty. Strzał Szymona Stawowczyka ręką zatrzymał przed bramką Czyż. Nie dość, że otrzymał od rozjemcy oczywistą „cegłę”, to jeszcze Deiverson Lima zapewnił Smrekowi gola kontaktowego. Końcowe minuty meczu, w tym aż 7 doliczonych przez sędziego do czasu regulaminowego, to – jak można się domyślić – napór przyjezdnych... – Nad sytuacją panowaliśmy do 70. minuty. Później swoimi decyzjami sprowokowaliśmy rywala do odważniejszych ataków i dopuściliśmy do „nerwówki”. Byliśmy w końcówce meczu rozbici mentalnie i musieliśmy uciekać się do wybijania gości z uderzenia, aby uniknąć straty punktów – oznajmia trener WSS Patryk Pindel.