"Gorąca krzesła", których byliśmy świadkami podczas zimowej przerwy, wraz z nadejściem wiosny ostudziły się. Nie dochodzą do nas żadne słuchy o możliwych roszadach ze szkoleniowcami, co bez wątpienia cieszy. W większości przypadku nikt przecież nie skacze z radości, gdy trener żegna się z zespołem. Sam trener, bo stracił robotę, zarząd - bo musi intensywnie poszukiwać następcy, a przecież są o wiele przyjemniejsze rzeczy do roboty - no i zawodnicy, którzy liczą się z tym, że wraz z przyjściem nowej "miotły", będą musieli harować 2 razy bardziej na treningach. Zdarza się, że kluby decydują się na jakże ryzykowny krok - powierzyć rolę trenera jednemu z dotychczasowych "grajków". Co ciekawe, ten eksperyment - na przykładzie naszego regionu - przeważnie zdaje egzamin. 
 
Tego lata Sebastian Klimek został szkoleniowcem Górala. W ocenie publicznej ta decyzja wzbudzała mieszane odczucia. Bo piłkarz, który całe swoje życie był związany z tym klubem i szatnią, ma zostać nagle trenerem. Sugerowano, że sobie nie poradzi, szatnia nie będzie traktować go poważnie, po pół roku wyleci z hukiem i ponownie założy na nogi korki, a nie eleganckie trzewiki. Jakże wielka musiała być ich satysfakcja, gdy żywczanie w meczu inauguracyjnym przegrali w Rajczy. Później Góral dostał jeszcze wstydliwe "bęcki" od Spójni Zebrzydowice (0:2) czy Rekordu II Bielsko-Biała (0:4), kończąc rundę w dolnej połowie tabeli. Mimo słabych wyników, w klubie do żadnych nerwowych ruchów nie doszło, czego efekty widzimy dziś. Góral na 7 ostatnich meczów wygrał 4. Minionej soboty pokonał w derbach Koszarawę 4:1. - Wygraliśmy zasłużenie, byliśmy lepszym zespołem zwłaszcza w drugiej połowie. Nasza gra może się podobać. Nie licząc porażki walkowerem z BKS-em, na wiosnę jeszcze nie przegraliśmy. Konsekwentnie robimy progres i idziemy do przodu - powiedział nam ostatnio "Maniana" trener Klimek.

- Bardzo szybko wyrobił sobie w oczach moich i całej drużyny szacunek jako szkoleniowiec. To trener z wielką charyzmą, dobrym podejściem mentalnym i warsztatem. Myślę, że ceni go każdy zawodnik w naszej szatni. Życzę mu, aby nie skończył na "okręgówce", a raczej w I-lidze czy nawet Ekstraklasie - powiedział dla nas na potrzeby tego artykułu Kamil Gazurek, zawodnik Górala, który zwykł nie być gołosłowny. I tu pojawia się chyba największy problem związany z mianowaniem byłego zawodnika na szkoleniowca, wszak pomiędzy "koleżeństwem", a "szacunkiem" jest bardzo cienka linia. Nie jest łatwą sztuką słuchać się osoby, a to przecież obowiązek piłkarza wobec trenera, z którą jeszcze niedawno wspólnie się chociażby... imprezowało. To odróżnia jednak dobrych coachów od tych przeciętnych. Umiejętność wypracowania sobie autorytetu. 
 
Tomasz Fijak, gdy został grającym trenerem Borów Pietrzykowice miał raptem 25 lat. W pierwszym sezonie zrobił awans z A-klasy do "okręgówki". Od razu jednak spadł, ale nie rozpamiętujmy tego. Później wrócił na boisko, by występować w Koszarawie. Tej zimy został szkoleniowcem Soły Rajcza. Z ławki trenerskiej się jednak nie podnosi. Czy funkcja grającego trenera na poziomie "okręgówki" ma prawo bytu? Tu odczucia są mieszane. - Wróciłem do trenowania, bo doznałem kolejnej poważnej kontuzji. Gdyby nie ona, to zapewne dalej bym grał w Koszarawie. Grający trener? Jeżeli da się coś wartościowego wnieść jeszcze na boisku, to dlaczego nie? Choć oczywiście lepiej wszystko obserwować z boku - zauważył dla nas Fijak, który obecnie ma 28 lat. Przy bramkarzu Soły Wiesławie Araście, tudzież obrońcy Dariuszu Lachu (po 34 lata) jest więc "młodzieniaszkiem". Mimo to, w szatni zespołu z Rajczy nie ma mowy o jakiejś niesubordynacji czy lekceważeniu poleceń trenera. 
 
A takich trenerów, którzy stosunkowo szybko z roli zawodnika zostali przebranżowieni na opiekunów jest w naszym regionie bez liku. Bartosz Woźniak ze Spójni Landek, Kamil Sornat opiekun liderującego Beskidu Skoczów, czy Artur Bieroński z Pasjonata Dankowice, który od czasu do czasu coś jeszcze kopnie. Najświeższym przykładem jest Łukasz Błasiak. Popularny "Błachy" zimą przejął "lejce" w drużynie z Radziechów, gdzie jeszcze nie tak dawno był istotnym ogniwem linii ataku. On to uznał jednak za atut. - Czułem tę szatnię od środka. Znam zawodników i wiem na co ich stać, dlatego łatwiej wejść mi tu jako trener - stwierdził wówczas. 

Cóż, przykład idzie z góry. Wszak Zinedine Zidane również grał w jednym zespole z Sergio Ramosem, a jego CV trenerskie przed objęciem Realu Madryt wcale nie ubyło bogate. Z bardziej przyziemnych porównań - Maciej Stolarczyk niegdyś dzielił szatnię Wisły Kraków z Pawłem Brożkiem czy Jakubem Błaszczykowskim, dziś nimi z powodzeniem dyryguje. I może to jest właśnie kierunek, którą podążać ma futbol w skali mikro i makro? Faktem jest, iż większość kluczowych zawodników na poziomie IV ligi, "okręgówki" czy A-klasy to piłkarze już wiekowi, którym do końca przygody z piłką bliżej niż dalej.

Bardzo ciekawym zjawiskiem jest, że średnia wieku szkoleniowców Bielskiej Ligi Okręgowej jest o wiele niższa, aniżeli chociażby żywieckiej A-klasy. A gdzieś przecież trenerzy mają zbierać doświadczenie w "seniorce", jak nie w "niedzielno-piwkowej" lidze? Każdy przecież kiedyś zaczynał, stając się z biegiem czasu trenerskim rarytasem na Podbeskidziu.