Kibice przyglądający się widowisku w hali przy Startowej od startu konfrontacji na nudę narzekać nie mogli. Po kilkunastu sekundach w idealnej pozycji strzeleckiej spudłował Michał Marek i choć za moment po drugiej stronie okazji równie świetnej nie wykorzystał Kacper Kędra, to jednak faza wstępna upłynęła głównie pod znakiem zaciekłych ataków Rekordu. W 7. minucie gol także winien paść, lecz Kamil Surmiak skiksował przed pustą bramką. Niespodziewanie pudłujący gospodarze zmuszeni zostali do odrabiania strat. Artur Popławski zatrzymał ręką piłkę zmierzającą do celu, przypłacił to "cegłą", a bielska drużyna... trafieniem dla brzeżan, odnotowanym z rzutu karnego przez Dawida Witka.
 



Goście w oka mgnieniu znów zostali zepchnięci do defensywy i wreszcie też skapitulowali. W 8. minucie Łukasz Biel dobił bez namysłu "wyplute" uderzenie Matheusa. To, że aż do 20. minuty rezultat pozostał niezmienny, to następstwo kiepsko nastawionych celowników "rekordzistów". Paweł Budniak, Michał Kubik, Sebastian Leszczak czy ponownie Marek - kolejne uderzenia zawodników Rekordu najczęściej wybornie stopował Andrii Zaites. I wreszcie nadeszły końcowe sekundy, gdy przyjezdni nie zachowali należytego skupienia. Faworyt "odjechał" na 3:1 - efektowną półprzewrotką Leszczaka oraz sprytną próbą Matheusa.

Rozpędzony mistrz kontynuował już zwycięską marszrutę. Tuż po powrocie obu ekip z szatni Surmiak podwyższył dystans na 4:1. I mimo błyskawicznej riposty Fit-Morning Gredaru w 22. minucie, gdy Kamil Kucharski wykorzystał błąd bielskiej defensywy, pogromu goście nie uniknęli. W 25. minucie szczęście dopisało Leszczakowi, nieco tylko później z asysty Kubika pożytek uczynił Stefan Rakić, zaś 30. minutę golem oznaczył indywidualnie szarżujący Biel. Na samym finiszu Rekord bliski był osiągnięcia dwucyfrowych łupów, bo Surmiak i Kubik wykorzystywali bezwzględnie złe rozegrania "w tyłach" przeciwnika.