– Każde zwycięstwo, a mamy ich na koncie niewiele, buduje atmosferę. Chcemy stopniowo się podnosić, więc określiłbym ten mecz jako mały sukcesik – uważa Zbigniew Skórzak, szkoleniowiec Metalu Węgierska Górka, który w 15. kolejce „okręgówki” zaskoczył rywala z Zebrzydowic, liczącego na odbicie się w górę tabeli kosztem właśnie jej „czerwonej latarni”.

Niespodziewanie to gospodarze w 12. minucie wykazali się pierwszym tego dnia konkretem. Winę za straconą bramkę ponoszą niewątpliwie defensorzy Spójni, bo to ich niefrasobliwość sprawiła, że Kordian Mozol przelobował finalnie Miłosza Śnieżka. Piłkarze Metalu mieli także inne niezłe szanse, aby wynik podreperować. Volodymyr Dubovyk mierzył w same „widły”, ale uderzenie w ostatniej chwili sparował golkiper gości. Za to w poprzeczkę huknął z dystansu Adrian Parfieńczyk. A że próbowali też zebrzydowiczanie, to licznik zysków uległ wyrównaniu. W 39. minucie Tomasz Cedro wykończył akcję z przytomną asystą piętą Patryka Zapały.

Szybko po wznowieniu gry rezultat ponownie zmienił się na korzyść Metalu. Wybitą z pola karnego piłkę przejął Jakub Krajcarz i mimo dalekiej odległości od bramki skierował ją „za kołnierz” niezdecydowanego w owej sytuacji Śnieżka. Fakt przybliżenia się outsidera do wygranej spowodował, że mecz stał się ciekawszy. Do Spójni należała „optyka”, były też klarowne szanse, aby przynajmniej remis przyjezdni wywieźli. Mowa tu w szczególności o pojedynku Cedry z bramkarzem konkurenta czy nieznacznie chybionym strzałem z lewej nogi Dominika Szczęcha, po podaniu Huberta Kamieńskiego. W groźnych wypadach ekipa z Węgierskiej Górki także nie zanotowała trafienia, a najlepsze ku temu sytuacje mieli Mozol i Dawid Pawlus.

– Słaby to był niestety mecz, na dodatek rywalowi bardzo pomogliśmy. Nic z naszego posiadania piłki nie wynikało, a gdy już sytuacje się pojawiały, to bez przełożenia na zdobycze – skwitował krytycznie Piotr Puda, szkoleniowiec Spójni.