
Piłka nożna - Liga Okręgowa
Outsiderzy zadbali o emocje
Drużyny zlokalizowane niemal na samym dnie tabeli „okręgówki” skoczowsko-żywieckiej rywalizowały w meczu o przysłowiowe 6 „oczek” w Pruchnej.
Lepsze wrażenie optyczne z przełożeniem owego na wynik stwarzali do połowy meczu piłkarze z Pietrzykowic. W 28. minucie Michał Motyka popędził samotnie lewą flanką, zagrał wzdłuż bramki, a dobrze ustawiony Kacper Mrowiec z bliska dopełnił formalności. Na koncie Borów omal nie znalazł się i drugi gol. Michał Socha golkipera LKS-u '99 do kapitulacji zmusił, ale odgwizdany spalony zapobiegł wyższemu prowadzeniu przyjezdnych.
Miejscowi przebudzili się po reprymendzie w szatni, korzystając zarazem na obniżeniu jakości po stronie przeciwnika. W 50. minucie Damian Hojka w sytuacji sam na sam pokonał Damiana Górnego. Niebawem przed szansą objęcia ponownego prowadzenia stanął beniaminek, lecz Gabriel Duraj minimalnie chybił. Co innego Dawid Mencner, który w 62. minucie w zamieszaniu powstałym po kornerze zapewnił zespołowi z Pruchnej korzystny rezultat. I tym razem przysłowie o niewykorzystanych okazjach zostało potwierdzone. Kamil Zorychta i Hojka nie potrafili posłać futbolówki do „sieci” z najbliższej odległości, zrobił to natomiast Dawid Zoń, który zamknął rzut wolny egzekwowany z prawej strony z perspektywy bramkarza Wiktora Walczaka patrząc i ustalił końcowy rozdział punktów.
Oba zespoły wobec remisu nie mogły mówić o pełnej satysfakcji. Gospodarze nie skorzystali z atutu boiska, goście zmarnowali znacznie lepszy start konfrontacji. – Standardowo zawaliliśmy otwarcie drugiej połowy. Apetyty mieliśmy większe po tej pierwszej, ale nie utrzymaliśmy równego poziomu na przestrzeni 90 minut – zauważył po końcowym gwizdku trener Borów Sebastian Gruszfeld.
Miejscowi przebudzili się po reprymendzie w szatni, korzystając zarazem na obniżeniu jakości po stronie przeciwnika. W 50. minucie Damian Hojka w sytuacji sam na sam pokonał Damiana Górnego. Niebawem przed szansą objęcia ponownego prowadzenia stanął beniaminek, lecz Gabriel Duraj minimalnie chybił. Co innego Dawid Mencner, który w 62. minucie w zamieszaniu powstałym po kornerze zapewnił zespołowi z Pruchnej korzystny rezultat. I tym razem przysłowie o niewykorzystanych okazjach zostało potwierdzone. Kamil Zorychta i Hojka nie potrafili posłać futbolówki do „sieci” z najbliższej odległości, zrobił to natomiast Dawid Zoń, który zamknął rzut wolny egzekwowany z prawej strony z perspektywy bramkarza Wiktora Walczaka patrząc i ustalił końcowy rozdział punktów.
Oba zespoły wobec remisu nie mogły mówić o pełnej satysfakcji. Gospodarze nie skorzystali z atutu boiska, goście zmarnowali znacznie lepszy start konfrontacji. – Standardowo zawaliliśmy otwarcie drugiej połowy. Apetyty mieliśmy większe po tej pierwszej, ale nie utrzymaliśmy równego poziomu na przestrzeni 90 minut – zauważył po końcowym gwizdku trener Borów Sebastian Gruszfeld.