SportoweBeskidy.pl: Rozpoczynaliście nowy sezon ligowy z dużymi nadziejami, tymczasem rzeczywistość was nieco zweryfikowała. Poza pojedynczymi meczami jakoś szczególnie w stawce nie namieszaliście...

Patryk Pindel:
Tak, dokładnie. Życie trochę zweryfikowało nasze plany, a przyznam, że byliśmy bardzo pozytywnie nastawieni do tej rundy. Fakt jest taki, że nie punktowaliśmy regularnie i doszukiwałbym się tu czynnika ludzkiego w postaci dobrej i złej motywacji. Gdy przystępowaliśmy do meczu jako zespół „na papierze” gorszy, to potrafiliśmy realizować założenia. Natomiast po udanych meczach nie radziliśmy sobie z rywalami w teorii słabszymi. Nie była to żadna zagrywka z naszej strony czy nadmierne lekceważenie przeciwników, ale czegoś brakowało, aby grać z maksymalnym zaangażowaniem. Zbyt często nie było na boisku kogoś, kto potrafiłby wziąć na siebie odpowiedzialność, kreować grę, podejmować trudne decyzje. To skutkowało jakimś głupio traconym golem i albo remisowaliśmy, a 2 takie mecze powinniśmy wygrać, albo przegrywaliśmy. Śmiało mogliśmy mieć dziś około 12 punktów więcej na koncie i bylibyśmy w zupełnie innym miejscu.

SportoweBeskidy.pl: Dziwi to chyba o tyle, że przecież sezon rozpoczęliście arcytrudnym meczem z Beskidem Skoczów, w którym zdołaliście zremisować?

P.P.:
Tak to się ułożyło, bo po inauguracji także mieliśmy nastroje pozytywne. Okazało się jednak w trakcie rundy, że ten wspomniany Beskid mający fajną ekipę, też ma swoje problemy ciągnące się od startu sezonu. Grają dobrze, ale w punkty tego nie zamieniają tak, jakby chcieli. My z kolei mamy większy potencjał i również go nie wykorzystaliśmy jesienią na miarę oczekiwań. Pamiętajmy, że funkcjonujemy jednak w specyfice piłki amatorskiej, gdzie masa czynników składa się na końcowy efekt.

SportoweBeskidy.pl: WSS Wisła bez Szymona Płoszaja to już jednak inna drużyna. Nie ma co ukrywać – zastąpić rasowego snajpera się nie udało?

P.P.:
Żałujemy, że nie udało się go zatrzymać. Jasne, że aspekty osobiste zdecydowały, bo w Wiśle było mu dobrze, ale przeniósł się i poświęcił rodzinie, budowie domu. Ciężko było takiego zawodnika zastąpić. Spoczywała ta odpowiedzialność na innych moich piłkarzach, ale wyraźnie widać, że skutecznie go nie zastąpiliśmy. Co nam pozostaje? Liczyć na szybki powrót do Wisły albo... poszukać kogoś, kto w ataku da odpowiednią jakość i zapewni nam potrzebne zdobycze bramkowe.

SportoweBeskidy.pl: Mówiło się w trakcie rundy o możliwej rezygnacji trenerskiej właśnie w Wiśle. Ile w tym prawdy?

P.P.:
Była taka sytuacja po spotkaniu ze Spójnią Zebrzydowice, że oddałem się do dyspozycji władz klubu. Zawsze pierwszych pomeczowych wniosków staram się szukać u siebie, a później rozliczać zespół i wszystko to, co wokół. Miewa się w tej pracy chwile słabości i przeczucie, że może nie jest się w stanie wpłynąć na drużynę. Każdy zawodnik oczekuje od trenera czy prezesa wsparcia w momencie, jeśli nie ma formy. My jako trenerzy zostajemy trochę sami, a otoczenie ma jednak istotny wpływ. Doświadczyłem też tego, bo kiedy wygrywałem miałem wokół siebie dużo osób klepiących po ramieniu i gratulujących. A te słowa wsparcia są potrzebna zwłaszcza, gdy się przegrywa, albo coś nie idzie. Do mojego zamiaru rezygnacji chciałem podejść spokojnie, aby znaleźć rozwiązanie. Sądziłem, że może to problem mojego zbyt małego wpływu na zespół. Czołowi zawodnicy mnie wsparli w tym, aby kroków pochopnych nie podejmować. Była również rozmowa z prezesami, którzy „wybili mi z głowy” radykalne ruchy i wskazali na to, aby skupić się na przedstawieniu planów na zimę i określeniu potrzeb. Poczułem wsparcie i życzę każdemu trenerowi, aby miał „za sobą” prezesów, zarząd i zawodników stanowiących adekwatny poziom do ligi, w której występują.

SportoweBeskidy.pl: O jakich więc planach mówimy na najbliższy okres i kolejną fazę rozgrywek?

P.P.:
Jak już wspomniałem, potencjał mamy duży, ale celu nie zrealizowaliśmy. Drużyna jest w budowie, bo przypomnę, że zimą doszło do nas 6 piłkarzy, a latem – 8. To znaczna część zespołu, jaka została wymieniona. Niektórzy nie udźwignęli tego, co sobie zakładaliśmy, więc w okresie zimowym kadra trochę się zmieni. Nie zamierzam robić znów jakiegoś dużego zaciągu. Priorytet to sprowadzenie napastnika, który odpowiadał będzie profilowi wspomnianego Szymka Płoszaja, dającego potencjał na strzelanie większej ilości goli. Na pewno widziałbym 2-3 osoby nowe jako wzmocnienia kadry, ale na nazwiska zbyt wcześnie. Pojawiła się pewna ciekawa koncepcja wzmocnień, ale zobaczymy co z niej „wypali”. Potencjał potencjałem, ale nasze apetyty są większe. Może nie będzie to pierwsza „trójka”, ale organizacja klubu jest na tak dobrym poziomie, aby być o wiele wyżej w tabeli.

SportoweBeskidy.pl: Ligę mamy wyrównaną, żaden z zespołów nie odskoczył reszcie... A zatem kto sięgnie po mistrzostwo?

P.P.:
Wydaje się, że Błyskawica Drogomyśl to mimo wszystko faworyt. Jestem przekonany, że odbije się od środka stawki Beskid Skoczów. Solidnie wyglądają 2 drużyny z Żywiecczyzny – Stal-Śrubiarnia oraz Podhalanka, które trochę zamętu w czołówce zrobią. Zresztą jako ciekawostkę powiem, że beniaminek z Żywca był jedynym rywalem, który totalnie nas zdominował w tej rundzie na boisku. Ewenement to Piast Cieszyn, którego mało kto widział w roli wicemistrza jesieni. Podejrzewam, że z takim dorobkiem punktowym i ta drużyna może się liczyć. V liga nie jest aż tak przerażająca pod względem budżetu i poziomu, jak IV liga, więc każdy klub z czołówki naszej ligi może jej sprostać. Chciałbym, aby z naszego podokręgu tych zespołów zdobywających awans było jak najwięcej. Będzie ciekawie, bo „pewniaka” nie ma.