Faworytowi – być może nawet w kontekście ponownego sięgnięcia po trofeum na Żywiecczyźnie – stawić czoła nie zdołała Koszarawa, która ulegając przyjezdnym 0:4 mówić może o najniższym wymiarze pucharowej porażki. – W przeciągu całego meczu mieliśmy całą masę stałych fragmentów i chyba ze 30 takich okazji, po których mogliśmy postarać się o bramkową zdobycz. Operowaliśmy w ataku pozycyjnym i skupieni pracowaliśmy nad doskonaleniem naszych schematów – zaznacza Krzysztof Wądrzyk, szkoleniowiec Orła.

Potwierdzeniem wyższości są gole. Już w 8. minucie było 1:0. W polu karnym sfaulowany został Seweryn Caputa, a Damian Chmiel golkipera Koszarawy Marka Plutę pokonał. Zmusił go także do kapitulacji w 27. minucie. Asystę zaliczył w tej sytuacji Kamil Gazurek. W 34. minucie Caputa zaliczył ostatnie podanie do Filipa Moiczka, który pięknym uderzeniem ustalił rezultat do pauzy. Zyski Orła po zmianie stron okazały się nad wyraz skromne, zwłaszcza mając na względzie faktyczną jego przewagę. Futbolówka zatrzepotała w siatce w 65. minucie, kiedy po rzucie rożnym przytomnością umysłu wykazał się Sebastian Pępek.

– Żaden trening nie zastąpi warunków meczowych. Tym bardziej, że stawka była nie byle jaka, bo awans do kolejnej rundy pucharowej. Wygraliśmy pewnie, choć nie był to występ bez mankamentów – ocenia trener zespołu z Łękawicy, przywołując choćby groźne wypady, które przy sporym udziale zawodników Orła mieli w pierwszej części żywczanie.