Pierwsza myśl – jestem na nie
Miasto i kraj obiegła cokolwiek sensacyjna informacja o planowanej fuzji Podbeskidzia z bialską Stalą. Szok! To na pierwszy rzut oka niczym „ożenek” ognia z wodą.
Zawsze i wszędzie byłem przeciwnikiem wszelkich klubowych antagonizmów, bo wiem, że miewają one niestety także „pozastadionowe kuluary”. Ale ów zamysł nie jest dla mnie do końca zrozumiały w sposób szczególny. Przecież powszechnie wiadomo, iż niewiele jest takich postaci, które w przeszłości miały zawodowo styczność z obu podmiotami. Takimi byli m.in. Wojciech Borecki (jako trener) oraz Grzegorz Więzik i Piotr Czak (jako piłkarze). Sam przez wiele, wiele sezonów zapowiadałem i komentowałem mecze piłkarskie obu klubów. Dlatego do obu mam jednakowo duży sentyment, choć ten i ów pewnie nie pominie w komentarzach tego, że nie robiłem tego za darmo. To jednak tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że mam do sprawy pewien, ale równy dystans!
Zdarzały się w tym czasie upadki i wzloty – vide degradacja BKS-u do „okręgówki” oraz późniejsze baraże o trzecią i później drugą, tudzież mozolnie budowana siła Podbeskidzia, aż po awans do T-Mobile Ekstraklasy. W obu przypadkach mecze i ich historie pisały się same, ale tworzyli je określeni ludzie. Po co więc zmieniać bieg dziejów na rzecz bieżącej ekonomii, bo przecież to chyba jedyny argument uzasadniający przytaczany pomysł. Wielu więcej – nie widzę. Jeśli ktoś wierzy, iż np. w ten sposób będzie można zapełnić trybuny 15-tysięcznego stadionu, to gratuluję optymizmu. W tym kręgosłupie nie będzie rdzenia!
Jako piłkarski wychowanek BBTS-u Włókniarz oraz dziennikarz, wielokrotnie bywałem odpytywany na okoliczność prywatnej opinii odnośnie fuzji pomiędzy macierzystym klubem z RKS-em Komorowice i Interem-Budowlanymi. Do teraz trudno zająć mi jednoznaczne stanowisko w tym temacie, ale jestem bardziej „na nie”. Ponownie. Przecież każdy klub pracował na swoją magię, legendę. Podbeskidzie brawurowo (w końcu to było kilkanaście sezonów) stworzyło swoją piękną historię. Ta związana z BKS-em jest o wiele dłuższa, ale niestety nie zwieńczona awansem na najwyższy szczebel. Akurat w ten sposób poukładały się losu koleje. Niech więc może każdy skupi się na swojej robocie i organizacji, na szukaniu środków finansowych. Ale też w tym wszystkim zachowajmy jakieś proporcje, niekoniecznie równość (bo równo nie znaczy sprawiedliwie). Szanujmy więc Tych, którzy cierpliwie i latami sięgają po cokolwiek w sporcie własnym sumptem, nie szukając drogi „na skróty”. Takich znaleźlibyśmy w Naszym zacnym Grodzie chyba niezbyt wielu. Może i łatwiej pisać te słowa z perspektywy Cygańskiego Lasu, ale uwierzcie, tam każdy grosz zanim zostanie wydany, ogląda się przynajmniej dwakroć. Nade wszystko jednak – szanujmy tradycje, to ona naprawdę się liczy.
Tadeusz Paluch
PS. Jako były redaktor naczelny portalu sportowebeskidy.pl, który zapowiadał życzliwą ocenę i ewentualną krytykę po przeobrażeniach personalnych, ocenię tak – zmierza to w dobrym kierunku.