PIERWSZY KROK ZA KASPERCZYKA, DRUGI ZA OJRZYŃSKIEGO
Awans Podbeskidzia Bielsko-Biała do Ekstraklasy był dla klubu milowym krokiem w przód. Odnoszę wrażenie, że po tym sukcesie nastąpił okres stagnacji, drużyna sportowo nie rozwijała się. Pojawienie się Leszka Ojrzyńskiego dało nowy impuls. Jak wiadomo postęp jest źródłem sukcesu, a kto stoi w miejscu, ten się cofa. Podbeskidzie po awansie do Ekstraklasy stanęło w miejscu. W dużej mierze ze względu na materiał ludzki, o sile zespołu stanowili zawodnicy, którzy ów awans wywalczyli, notabene gros z nich nadal stanowi. W drużynie brakowało świeżej krwi, ale przede wszystkim trenera odważnego i charyzmatycznego, trenera, który własną wizję wcieli w życie.
Taka osoba związała się z bielskim klubem roku temu, 22 października 2013 roku Podbeskidzie zatrudniło Leszka Ojrzyńskiego. Praca, którą w Bielsku-Białej wykonuje, przez osoby w różnoraki sposób związane z piłką nożną, w różnoraki sposób zaangażowane w występy Podbeskidzia na szczeblu najwyższym, oceniana jest wysoko. Nie spotkałem się z żadną opinię jednoznacznie negatywną. Zespół w wielkim stylu utrzymał się w sezonie poprzednim w Ekstraklasie. Trener został w klubie, stawiając przy tym kilka warunków, które usprawnić miały jego funkcjonowanie, ułatwić mu pracę z zespołem. Zapoczątkowaną 366 dni temu pracę kontynuuje, z ową kontynuacją kibice wiążą duże nadzieje, ja również.
Tylko 8 punktów miało na swoim koncie Podbeskidzie po 12. kolejkach sezonu 2013/2014. Po porażce z Cracovią postanowiono rozstać się z Czesławem Michniewiczem. Początki Ojrzyńskiego w Bielsku-Białej do łatwych nie należały. Drużyna pod jego wodzą w trzech pierwszych meczach nie zdobyła żadnej bramki, bezbramkowo zremisowała u siebie z chorzowskim Ruchem i Wisłą Kraków, przegrała we Wrocławiu aż 0:4. O tym jednak nikt dzisiaj nie pamięta. W kolejnych meczach „Górale” punktowali na tyle systematycznie, że o utrzymanie nie musieli drżeć do samego końca rozgrywek. Ba! Zmagania zakończyli na 10. miejscu, najwyższym w historii występów klubu w Ekstraklasie. Niewątpliwie Ojrzyński wprowadził do zespołu nową jakość, nie tylko on, piłkarze, którzy trafili do Podbeskidzia za jego kadencji również, ale to trener jest architektem sukcesów bądź porażek. Po dwóch sezonach walki o utrzymanie drużyna powinna wreszcie powalczyć o coś więcej. Oczywiście nie o podium, o które otarła się po zwycięstwie nad Legią, ale pierwsza ósemka jest w jej zasięgu. Innymi słowy, "Górale" powinni wykonać krok w przód.
Robert Kasperczyk dał bielskiej drużynie awans do Ekstraklasy oraz stosunkowo szybkie utrzymanie w premierowym sezonie. Wspomniany Michniewicz wywalczył z zespołem ligowy byt, rozpoczynając pracę w sytuacji, która w powszechnej opinii uchodziła za beznadziejną. Ojrzyński wyczyn Michniewicza powtórzył, w międzyczasie drużyna pod jego okiem przekształciła się w solidnego średniaka.
Mówi się o tym, że mamy do czynienia z personalnie najlepszym zespołem w historii Podbeskidzia. Zgadzam się z tą tezą, bo nie sposób z nią polemizować. Podpisuje się dwoma rękami także pod stwierdzeniem, że najlepszą drużynę prowadzi najlepszy trener w historii. Trenerzy są różni, mają różne warsztaty, różni ich podejście do zagadnień taktycznych. Każdy może mieć swojego faworyta, odmiennie daną filozofię postrzegania futbolu oceniać, z gustami nie sposób polemizować. Natomiast matematyka zawsze jest prosta. Ojrzyński Podbeskidzie prowadził w ekstraklasie w 37 spotkaniach: 14 wygrał, 12 zremisował, 11 przegrał. Zdobył zatem 54 punkty, o 17 więcej od Kasperczyka, który dyrygował grą „Górali” w 38 meczach. Ktoś powie, że okoliczności zewnętrzne nie te, że Ojrzyński pracuje z lepszymi zawodnikami, itd. Być może tak, ale w innych klubach również nie spią. Jak w tytule - Podbeskidzie pierwszy milowy krok zrobiło za kadencji Kasperczyka, drugi właśnie stawia.
P.S. Relacji ze spotkań Podbeskidzia napisałem wiele. Mecze z udziałem "Górali" pod wodzą trenera Ojrzyńskiego ogląda się dużo przyjemniej, dużo przyjemniej się o nich pisze.
Krzysztof Biłka SportoweBeskidy.pl