– Przyszło nam grać na boisku będącym w skandalicznym stanie. Piłka niemal non stop była w powietrzu, bo żadna z drużyn nie zamierzała udawać, że da się na nim budować jakieś akcje – przyznaje na wstępie trener bielszczan Adrian Olecki, którego podopieczni podjęli jednak walkę w niecodziennych meczowych warunkach.

Goście nie zaliczyli w każdym razie dobrego wejścia w mecz. W 3. minucie doszło do zamieszania w polu karnym, w jego konsekwencji faulu, a „z wapna” celnie uderzył Grzegorz Kostrzewa. Odpowiedź Podbeskidzia II była wyborna. W 7. minucie po dalekim wrzucie z autu futbolówka dotarła pod nogi Tomasza Górkiewicza, który poradził sobie z rywalami i oddał precyzyjny strzał pod poprzeczkę. Sporo działo się ponownie na finiszu premierowej odsłony. W 44. minucie w polu karnym lędzinianie nieprzepisowo zatrzymali Michała Stempniewicza, co spotkało się z wymierzeniem sprawiedliwości przez Maksymiliana Nowaka. W kolejnej akcji przyjezdnych dystans dzielący zespoły podczas przerwy mógł się zwiększyć, lecz z 7. metra wprost w golkipera wcelował Stempniewicz.

 


Zaliczkę po powrocie na murawę bielszczanie zachowali do 58. minuty. Piłkarze MKS-u wykonali wówczas rzut rożny, który zakończony został finalizacją autorstwa Kamila Ingrama. Był to zarazem jedyny zysk strzelecki w drugiej połowie. Obie drużyny nie potrafiły innych stałych fragmentów spożytkować w idealny dla siebie sposób. Odnotować warto strzał Nowaka z dystansu w minucie 70. Piłkę zmierzającą w okienko „świątyni” miejscowych sparował ich golkiper. O ile z jednej strony „dwójce” Podbeskidzia towarzyszył po wyjazdowej konfrontacji niedosyt, tak zdobycz to wartościowa z racji personalnych osłabień i braku przebywającego obecnie w ojczyźnie na kursie trenerskim Giorgi Merebaszwiliego, a także pauzujących za kartki Franciszka LiszkiBartosza Dziemidowicza.