Dziś zajmuję się dziennikarstwem i pisaniem. Jak to ma się do tego, co robiłem przez większość swego życia, czyli grania w piłkę? – Oczywiście nijak, choć doświadczenie na boisku czasem pomaga w dziennikarstwie sportowym. W pewnym momencie swego życia uświadomiłem sobie, że piłka nożna oprócz przyjemności, nic więcej mi nie da. Osobiście wychodzę z założenia, że: "Wszystko bowiem, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem (Rz 14, 23)". Dlatego poszedłem w inną uliczkę, całkiem nową i zupełnie mi nieznaną. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Zamiast angażować się całym sercem w piłkę, zacząłem pisać, interesować się życiem, a nawet czytać książki – co jakiś czas temu było czymś nie do pomyślenia. Nie wziąłem jednak definitywnego rozwodu z piłką nożną, lecz wszystko odbywa się na płaszczyźnie amatorskiej, choć nie narzekam również na brak ofert - szczególnie z bielskiej A-klasy, gdzie czasem panuje deficyt bramkarzy. 
 
Obierając inną drogę, nie tylko zmieniłem „zawód”, ale też samego siebie. Piłkarze bywają egocentryczni  – mnie udało się tego pozbyć. Byłem też uzależniony od rywalizacji, ale to we mnie w jakimś stopniu pozostało. Mimo to wiem, że stałem się innym człowiekiem –  lepszym. Nauczyłem się życzliwości i pokory. Dziś widzę, jak wszystko do mnie wraca. Nie muszę również słuchać wyzwisk w swoim kierunku z trybun, co wielu zawodników i sędziów doskonale zna. Nie ukrywajmy - na mecze na ogół nie przychodzą intelektualiści szukający "katharsis" niczym w greckim teatrze. Piłka nożna jest kierowana do wszystkich w tym także do prostych ludzi. Może dlatego w tym sporcie tkwi takie piękno? Ja w każdym razie dostrzegłem to dopiero w roli obserwatora aniżeli czynnego uczestnika wydarzeń. 
 
Wracając do meritum. Czasami główny plan ma prawo nie wypalić. To jest przykry moment, ale trzeba być na niego przygotowanym. ZAWSZE. Szczególnie jeśli jesteś młodym i perspektywistycznym zawodnikiem. Należy mieć ten „Plan B”. To właśnie on może okazać się swego rodzaju „asem w rękawie”. Może to zabrzmi nade patetycznie, lecz pisanie uratowało mi życie, kiedy uświadomiłem sobie, że piłka to jednak nie jest to. W takich chwilach człowiek zostaje sam, bo nawet jeśli znajdzie się osoba skora do pomocy, to przecież  nic za nas nie zrobi. Najlepszym remedium na niespełnione marzenia, czy ambicje jest posiadanie „Planu B”. Dzięki tym doświadczeniom praca w Sportowych Beskidach daje mi wiele satysfakcji i dobry artykuł wytwarza we mnie tyle samo endorfin co rozegrany dobry mecz. Dlatego warto się rozwijać w wielu kierunkach, gdyż jak mówi pewien truizm - człowiek nie samą piłką żyje.