
Po zmianie stron nie było co zbierać
Pod znakiem trenerskiego debiutu upływała rywalizacja w Skoczowie. Beskid podejmował Spójnię na otwarcie programu 23. kolejki "okręgówki".
Piłkarze Beskidu w kolejnej rywalizacji domowej potwierdzili, że wygrana nad Tempem Puńców nie miała w sobie nic z przypadku. O tym, że gospodarze byli dziś wybornie dysponowani zaświadczył de facto cały mecz, choć dopiero po przerwie posiadaną przewagę skoczowianie potwierdzili w konkretach.
W premierowej części Radosław Kalisz na nudę narzekać między słupkami bramki Spójni nie mógł. Umiejętnie bronił groźne uderzenia Michała Grzesia i Krzysztofa Surawskiego. Niepokoili go także m.in. Tomasz Czyż i Jakub Krucek, którzy jednak pudłowali. Zebrzydowiczanie, istotnie osłabieni brakiem swoich podstawowych "żądeł" Pawła Sękowskiego oraz Piotra Pastuszaka, nie byli w stanie odpowiedzieć. I o ile przed zmianą stron debiut trenerski Krzysztofa Wierzbickiego zapowiadał się przyzwoicie, tak po powrocie drużyn na murawę dominacja Beskidu miała charakter absolutny.
Defensywa Spójni skapitulowała wreszcie w 50. minucie. Zasługa to Michała Szczyrby, który przytomnie posłał futbolówkę ponad Kaliszem. Tuż przed upływem godziny przyjezdni mogli wyrównać, ale kontra Szczyrby jako asystenta i finalizującego ów wypad J. Krucka entuzjazm zebrzydowiczan na dobre osłabiła. To, co działo się później trudno określić inaczej, niż "demolką". Podopieczni Bartosza Woźniaka regularnie "dziurawili" siatkę konkurenta. Trafienia Michała Grzesia, następnie strzał z dystansu Jakuba Małkowskiego, bramka J. Krucka z kolejnego dziś dogrania Kamila Janika i wreszcie "solówka" Szczyrby dobitnie podsumowały jednostronną rywalizację.