Przyjezdni tracili przed spotkaniem do swojego rywala 5 punktów, więc ewentualna wygrana pozwoliłaby na skrócenie dystansu do 2 „oczek”. Szczególnie ważne wydawało się być to w obliczu wygranej LKS-u Pogórze i jak się później okazało, pewnego zwycięstwa drużyny z Wisły. Soła w przypadku zwycięstwa na dobre oddaliłaby się od strefy drużyn walczących o ligowy byt i spokojnie „rozsiadła” się w środku tabeli...

 

I to właśnie podopieczni Jarosława Grygnego, ku uciesze miejscowych kibiców, idealnie rozpoczęli niedzielne zawody. W 7. minucie spotkania prowadzenie dał bowiem Mateusz Balcarek. Chwilę później na 2:0 mógł podwyższyć Mikołaj Franusik, ale jego próba minęła cel. Wydawać by się mogło, że szybko zdobyty gol doda tylko animuszu gospodarzom, a stało się… wręcz przeciwnie. Stracona bramka wyraźnie podrażniła Wisłę, która zaczęła grać odpowiedzialnie, a przede wszystkim przekuła swoje starania w zdobycze. Wyrównanie nadeszło w 18. minucie, gdy po faulu Andrzeja Nowakowskiego arbiter podyktował „11”, którą na gola zamienił Marcin Urbańczyk. Na 6. minut przed końcem goście wykonywali rzut z autu, a futbolówka przegłówkowana w polu karnym trafiła do Krystiana Tekli, który dopełnił formalności. Na trybunach zapanowała konsternacja, podobnie jak w szeregach Soły, która nijak odpowiedzieć nie potrafiła na dobrą, a co ważne skuteczną grę Wisły. - Fajnie zaczęliśmy to spotkanie, strzeliliśmy gola i… niestety spuściliśmy z tonu. Rywal zagrał bardziej agresywnie i skutecznie, a my nie stworzyliśmy sobie żadnej okazji - skomentował premierowe 45. minut szkoleniowiec Soły.

 

Po przerwie na boisko weszła odmieniona drużyna Soły. Można mówić o przysłowiowych „męskich słowach”, które padły w szatni, ale to już kolejny mecz, w którym w drugiej odsłonie zawodnicy trenera Grygnego prezentują się o niebo lepiej. Potrzebowali jednak trochę minut i szczęścia, bowiem tylko temu drugiemu zawdzięczają fakt, że nie przegrywali 1:3 po zmarnowanej „setce” gości. Chwilę później Soła przystąpiła do ataków - próbował strzelec bramki M. Balcarek, ale jego strzał minimalnie minął poprzeczkę bramki gości. W spojenie słupka z poprzeczką z 20. metrów trafił Tomasz Strzałka. Dopiero w 63. minucie Michał Gluza próbując podania prostopadłego został zablokowany, a futbolówkę, która wróciła pod jego nogi sprytnym strzałem umieścił w bramce ekipy ze Strumienia. Miejscowi tym razem poszli za ciosem, a wynik ustalili bracia Balcarkowie. Najpierw dublet po zagraniu Strzałki skompletował młodszy z nich, a na 4:2 po dośrodkowaniu M. Franusika podwyższył Filip Balcarek.

 

- Po intensywnej odprawie w przerwie zmobilizowaliśmy się, staraliśmy się nieustannie atakować i wykorzystywać fakt, że na boisku zrobiło się więcej miejsca. Sytuacje stworzone po pauzie dawały nadzieję na przełamanie. Najbardziej cieszy wynik i komplet punktów. Skupiamy się już na następnym meczu, w którym musimy zdobyć 3 punkty, by zacząć mówić o serii zwycięstw - ocenił trener zwycięskiej drużyny.