- Przed meczem remis wziąłbym w ciemno, jednak z przebiegu spotkania - i z perspektywy jak straciliśmy bramkę - uważam, że mogliśmy się pokusić o zwycięstwo. Pokazaliśmy, że możemy walczyć z najlepszymi i urywać im punkty, ale nie popadamy w hurraoptymizm - deklaruje Daniel Kubaczka, szkoleniowiec ekipy z Ustronia. 

 

Nie było w tym meczu "fajerwerków". Owszem, tempo spotkania i jakość stała na dobrym poziomie, jednak wszelkie ofensywne zapędy, których bynajmniej nie brakowało, kończyły się na "16" jednej lub drugiej strony. W 23. minucie zobaczyliśmy pierwsze trafienie, które padło łupem przyjezdnych. Bramka ta padła w dość kuriozalnych okolicznościach. Tyszanie wykorzystali pośredni rzut wolny z 6. metrów podyktowany za złapanie piłki ręką przez golkipera Kuźni po podaniu od kolegi z zespołu. Ustronianie najlepszą sytuację w premierowej odsłonie gry stworzyli sobie za sprawą Jakuba Fiedora, który groźnie uderzał, lecz piłka minimalnie minęła bramkę. 

 

Kuźnia przez większość czasu była stroną przeważającą w tym meczu, lecz udokumentowanie tego stanu rzeczy zajęło jej trochę czasu. W doliczonym czasie gry bramkę na wagę punktu zdobył Michał Pietraczyk, zamieniając na trafienie świetne dośrodkowanie od Błażeja Ligockiego.