– Mało dobrego było tym razem w naszej grze – przyznaje uczciwie szkoleniowiec czechowickiego zespołu Wojciech Białek. Czy jest to zatem powód do niepokoju w kontekście wyczekiwanej już inauguracji wiosennych rozgrywek o punkty? – Sam wynik na pewno nie, ale w jakimś sensie to, że funkcjonowaliśmy słabiej jako drużyna. Tyczy się to zarówno działań defensywnych, jak i konstruowania naszych akcji z przodu – dodaje trener MRKS-u.
 


W przedostatnim zimowym sprawdzianie gospodarze mierzyli się z „dwójką” Zagłębia Sosnowiec i to właśnie ten IV-ligowiec wypadł w sparingu lepiej. Oba strzelone gole przyjezdni zainkasowali w odstępie ledwie 60. sekund. Wpierw w minucie 47. stratę w bliskości własnej bramki dotkliwie skarcił Mateusz Mielczarek, a za moment do prostopadłego podania dopadł Michał Barć, który także Patryka Riabowskiego pokonał. Jedyną „setką” na zniwelowanie strat przez MRKS była próba Damiana Zajączkowskiego, który ostemplował poprzeczkę. Gwoli ścisłości dodać należy, iż to samo w końcówce meczu uczynili goście z Sosnowca.

Niejako na usprawiedliwienie słabszej dyspozycji ekipy z Czechowic-Dziedzic odnotować należy liczne niedostatki kadrowe zawodników „z podstawy”. Widoczny był w szczególności brak piłkarzy z ofensywnymi inklinacjami – Tomasza Dzidy, Filipa Gajdy, Jakuba Raszki czy Kamila Jonkisza.