Goście musieli zachować maksymalną koncentrację, aby w Zebrzydowicach nie pokrzyżować swoich planów w kontekście toczącej się batalii o IV-ligowy awans. – Rywal ani myślał nam ułatwiać zadanie. Zagrał twardo i konieczna była z naszej strony walka, jak i pokazanie swoich umiejętności, aby zwyciężyć – przyznaje na wstępie Michał Pszczółka, szkoleniowiec Tempa.

Faworyt już w 5. minucie przeprowadził akcję zwieńczoną bramką. Piłkę głową zgrał Paweł Leśniewicz, zza linii obrony dobiegł do niej Rafał Adamek, by bezbłędnie uderzyć obok Piotra Morcinka. Co ciekawe, taki feralny start spotkania nie zdeprymował piłkarzy z Zebrzydowic, którzy w 11. minucie odpowiedzieli składną akcją – przerzut wykonał Paweł Łupiński, wrzutkę w pobliże „świątyni” Grzegorz Kopiec, a wreszcie gola „upolował” Tomasz Mrówka. I o ile taki scenariusz był zaskoczeniem, tak wydarzenia z końcowego kwadransa pierwszej połowy nie przyniosły ze sobą żadnych znamion sensacji. W 35. minucie pojedynek w bocznym sektorze boiska wygrał Mikołaj Tobiasz, podał do Dawida Okraski, który po przyjęciu pokonał golkipera Spójni. Na dobre wynik „rozjechał się” w 38. minucie. Z rzutu rożnego dośrodkował Mateusz Szuster, a główkujący grający trener Tempa zapewnił swojej drużynie komfortową zaliczkę na półmetku niedzielnego starcia.

– Przewaga gości zarysowała się wówczas dosyć wyraźnie, bo wcześniej dotrzymywaliśmy kroku rywalowi. Zostaliśmy jednak ostatecznie sprowadzeni na ziemię, ponosząc zasłużoną porażkę – zauważa Grzegorz Łukasik, trener zebrzydowickiej Spójni, której nadzieje – a zapewne również konkurentów ekipy z Puńcowa w rywalizacji o tytuł – rozwiane zostały krótko po wznowieniu zawodów. W 50. minucie indywidualną szarżę „złamaniem” akcji do środka przeprowadził Okraska, uderzając nie do obrony po dalszym słupku. Konsekwencją spokoju w szeregach gości było wykorzystanie kolejnej nadarzającej się okazji bramkowej – w 71. minucie Szuster kontynuował grę, gdy sędzia zastosował przywilej korzyści, by zwiększyć przewagę Tempa na 5:1,. Żadnej krzywdy przyjezdnym, powracającym przed ostatnim meczem tego sezonu na fotel lidera, nie uczynił gol z 82. minuty, którym Spójnia za sprawą Piotra Pastuszaka i jego strzału „z wapna” jedynie skorygowała rozmiary przegranej.

– Prócz trochę nerwowego początku pozostała część meczu przebiegła pod naszą kontrolą. Zagraliśmy na dobrym poziomie – dodaje Pszczółka.